Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Odgrodzili ohydne śmietnisko w ciągu jednego popołudnia, zasłaniając nieprzyjemny widok, i zdążyli jeszcze wrócić na czas do Centrum Rozrywki na cotygodniową zabawę dla nastolatków. Tom House opisywał hojność przybyszów w "The Sun", a jego artykulik Sekta religijna bawi się w świętego Mikołaja w końcu znalazł się w nowojorskim "Daily News". Wysmażył kolejną historyjkę o tym, jak Bracia położyli nowy dach na domu starej wdowy, i jeszcze jedną o tym, jak całe ich gromady zeszły z góry z grabiami i motykami, aby uprawiać pole farmera, który został ranny w wypadku. "Daily News" pewnego czwartkowego wieczora wcisnęły kawałek o dachu w swoje chaotyczne podwójne wydanie. Artykuł o warzywach spowodował natomiast, że House odebrał telefon od wydawcy, który powiedział, że bardziej interesują go informacje o znalezionych ciałach niż o dobroczynności. - Czy ostatnio umarł jeszcze ktoś związany z sektą? Nie? To dzwoń w razie czego. Jednakże na szczeblu lokalnym hojność Błękitnego Bractwa uspokoiła nastroje mieszkańców i kiedy gorący lipiec miał się ku końcowi i nadchodził duszny sierpień, doktor musiał przyznać, że Bob Kent i Dwight Rigby mieli rację. Pomimo że miasteczko stawało się coraz bardziej zależne od sekciarzy, niewielu ludziom zdawało się to przeszkadzać. Cieszyli się z nowego wozu strażackiego, z ruchu w sklepach, z uśmiechniętych twarzy czekających w Centrum Rozrywki i z datków na cele społeczne, a jeśli nawet mieli złe przeczucia związane ze śmiercią psychiatry i chłopaka z Detroit albo tajemniczym zniknięciem Ellen Barbar, to o nich nie mówili. Trzy tygodnie po tych wydarzeniach obawy, które wyrażał Springer, spotykały się z chłodnymi odpowiedziami bądź otwartym sprzeciwem. W końcu przestał o tym mówić. Nikt go nie posłucha, dopóki Bractwo nie zrobi czegoś, co przestraszy mieszkańców miasteczka. Nie miał wątpliwości, że do tego dojdzie. Ale to, co zdarzyło się potem, przeraziło jego samego bardziej niż kogokolwiek innego. Siedział w swoim biurze, pracując po godzinach. Było ciemno. Zgasił górne światło. Przez łagodny szum klimatyzatora przebił się dźwięczny, metaliczny odgłos. Alan podniósł wzrok znad papierów, oświetlanych lampą stojącą na biurku i zamrugał, aby przystosować wzrok do ciemności. Ktoś wszedł do pokoju. Brzęk powtórzył się znowu. Alan usiłował coś dostrzec w ciemności. - Danny? W krąg światła wkroczył Danny Moser z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała i z zaciśniętymi pięściami. Zmienił się. Miał krótkie, schludnie przyczesane włosy, a jego ubranie - kombinezon i koszula członków Bractwa - było w nienagannym stanie. Stał nieruchomo, patrząc Springerowi w oczy, podczas gdy doktor podniósł się z krzesła. - Gdzie byłeś? - Mieszkam z nimi, panie doktorze. - Z kim? - Z Braciszkami. Ocalili mnie. - Błękitne Bractwo? Oczy Danny'ego błyszczały w nienaturalny sposób. - Chrystus nadchodzi - powiedział z zapałem. Jego twarz była blada i wyglądał na bardzo zmęczonego. - Co ty opowiadasz? To tam byłeś przez cały czas? - Ocalili mnie. - Mieszkasz tam? - Jasne. - Martwiłem się o ciebie. Twoja matka też. Trzeba było jej dać znać, gdzie jesteś. Oczy chłopaka straciły blask. - Powiedzieli mi, że nie byłem gotowy. - Kto ci powiedział? - Moi instruktorzy. - Nie pozwolili ci do niej - Bóg wie, że nie byłem gotowy. Springer złapał chłopaka za wychudłe ramionna. - Danny? Czy trzymali cię tam wbrew twojej woli? - To była boża wola. - Kto ci tak powiedział? - Bóg mi powiedział. Jestem ocalony, panie doktorze. Nie palę, nie piję, nie ćpam. Jestem teraz sługą bożym. - Jego głos przybrał monotonną, śpiewną barwę. - Mamy tyle do zrobienia. Chrystus nadchodzi. Musimy przygotować ziemię, aby zwróciła się ku Niemu. - Posłuchaj mnie, Danny. Oni ci coś zrobili. Jesteś już kimś zupełnie innym. Chłopak patrzył na Springera pustym wzrokiem. - To co? Alan spojrzał na niego, po czym powiedział stanowczo: - Przestań chrzanić! Trzymali cię przemocą. Dzwonię po posterunkowego Danielsa. - Złapał za telefon. - Siadaj! - Nie jestem więźniem, panie doktorze. Zwróciłem się ku Bogu, a On dał mi pracę. - Pracę? - Doktor odłożył słuchawkę. - O czym ty mówisz? - Mam pracę w Centrum Rozrywki. - Jaką? Dłonie Danny'ego rozwarły się. Swoimi zręcznymi palcami trzymał dziesiątki błyszczących metalowych krzyżyków na łańcuszku dzwoniących jak dzwoneczki. Klasnął w ręce z szybkością magika. Krzyżyki zniknęły. Uśmiechnął się, pokazując puste dłonie. - Będę pracował z dzieciakami. Springer nie potrafił sprawić, żeby ktokolwiek zrozumiał powody tego, co stało się z Dannym Moserem. - Ten chłopak dokuczał jak wrzód na tyłku - mówił Charlie Daniels. - A teraz jest w porządku. - Oni coś z nim zrobili. - Absolutna prawda - zgodził się policjant. - Jakimś cudem zmienili mi tego chuligana w przyzwoitego chłopaka. - To było nielegalne pozbawienie wolności - zdenerwował się doktor. - Nie, jeśli nie wniesie skargi. - A co z tą sprawą z Nowego Jorku? - Ich policja złapała dzieciaka, który powiedział, że ukradł torbę Danny'ego. Nie wiem, co się dzieje, wiem tylko, że nie jest już poszukiwany. - Czekaj no - mówił Springer. - Czy nie wygląda na to, że Błękitne Bractwo sfingowało całą sprawę? Spowodowali, że nowojorska policja oskarżyła Danny'ego, podczas gdy nawet go tam nie było? Daniels wzruszył ramionami. - Może. - To samo mogli zrobić z Ellen Barbar i tą historią z jej samochodem. - Może tak, może nie. Rozmawiasz z niewłaściwym człowiekiem, Al. Nie jestem detektywem, lecz gliniarzem z małego miasteczka. - Powinniśmy przeszukać ośrodek - ciągnął Alan. - Daj spokój. Jeśli McNelty nie może uzyskać nakazu, to jakim cudem ja mógłbym go dostać? - Ona może być więźniem, tak jak Danny. - Nie - teraz posterunkowy był zły. - Nie widziałem, jak tam wchodziła. Kim ona jest? Jakąś dziewczyną, jeżdżącą pomiędzy Nowym Jorkiem a Kalifornią? Policja stwierdziła, że znaleźli jej samochód. Wiem tylko, że wrócił Danny Moser i zachowuje się jak przyzwoity obywatel, działa w tym Centrum Rozrywki. W jaki sposób tak się zmienił, to jego sprawa. Cokolwiek mu się stało, chciałbym, żeby przydarzyło się jeszcze paru łobuzom w mieście. Wszyscy, nawet ci, którzy mieli obawy w stosunku do sekty, zgadzali się co do jednego - w sprawie Danny'ego Mosera, Błękitne Bractwo zrobiło miasteczku przysługę. Springer stwierdził ze smutkiem, że jego stosunki z pozostałymi obywatelami Hudson City powróciły do dawnego stanu