X


Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Sun�� przy murze po drugiej stronie ulicy niczym wielka zdenerwowana jaszczurka. W jednej r�ce trzyma� co�, co przypomina�o futera�, a w drugiej jakie� zakrzywione narz�dzie. Rodney my�la�, �e to �om, ale w tej samej chwili m�czyzna w�o�y� koniec tego czego� do ust i wypu�ci� wielki k��b dymu. To by�a fajka, olbrzymia, d�uga faja z wielkim jak pi�� cybuchem, taka, jak� w niemieckich bajkach pal� sklepikarze. Za ka�dym pykni�ciem spod rzeszotowatej pokrywki cybucha wydobywa�a si� chmura sinawego dymu, a kiedy si� rozmywa�a, Rodney widzia�, �e twarz m�czyzny jest r�wnie sina jak dym. Niesamowity stw�r odbi� si� od �ciany domu, dopad� kraw�nika, �eby nie straci� r�wnowagi, przytrzyma� si� s�upa lampy i splun�� do rynsztoka. Wstrz�sn�o nim, zgi�o go w p�, niczym w�a pluj�cego jadem. - Chryste, sp�jrz tylko na to szkaradztwo - mrukn�� Rodney z obrzydzeniem. - Co za ohydny pijaczyna... - On? - spyta� Ferrell podnosz�c aparat. - To nie pijaczyna. To Emmett Juke, przyjaciel Loacha. By� z nim w jaskini. - Wysun�� aparat przez okno i pochyli� si�, �eby spojrze� na male�ki odwr�cony obraz w wizjerze. - On i Loach to starzy kumple, jeszcze z czas�w wojny - wymamrota�. - Przeszli ca�y szlak bojowy a� do rozstrzygaj�cej ofensywy nad Moz�. Ta fajka to nagroda. Wr�czy� mu j� osobi�cie burmistrz miasta Aragon. - A ten futera�? - spyta� Rodney. - Nosi w nim to paskudztwo? - Nie. Nosi w nim kornet. Powiadaj�, �e by� kiedy� niez�ym muzykiem. Zanim nie na�yka� si� gazu musztardowego. - Chryste... - powt�rzy� Rodney kr�c�c g�ow�. - Nie, nie, nie przerywaj, cykaj dalej! W�a�nie takich kolor�w nam potrzeba. I pstryknij zdj�cie tym dw�m zwariowanym babom. Ferrell spojrza� na niego t�pym wzrokiem. - My�la�em, �e te dwie zwariowane baby to twoje ciotki - powiedzia�. - Zgadza si�. Ale jak wida�, niewiele im to pomog�o. Stoj�ca na schodach Ramona Makai r�wnie� zauwa�y�a m�czyzn� zygzakuj�cego wzd�u� kraw�nika w stron� �wi�tyni. Jej stare oczy nie dostrzega�y rys�w jego twarzy, ale uszy rozpozna�y charakterystyczny kaszel. Patrzy�a, jak m�czyzna halsuje coraz bli�ej, niczym �agl�wka szukaj�ca znajomej przystani w zatoce. - To on! - wykrzykn�a Ramona. I min�wszy siostr� wybieg�a na ulic�. - To on! - powt�rzy�a jak echo Mona. I pu�ci�a si� biegiem za Ramon�. M�ody reporter us�ysza� ich krzyk i ruszy� za nimi wrzeszcz�c: �To on! To on!� Us�yszeli to inni i czym pr�dzej pod��yli za nim. Kiedy Juke wychyn�� zza chmury dymu, us�ysza� krzyki i zobaczy� biegn�cych ku niemu ludzi. Wymachiwali r�kami, notatnikami, aparatami fotograficznymi i walili na niego podekscytowan� hord�. Obejrza� si� za siebie, ale nikogo tam nie dostrzeg�. Tak, wykrzykiwali chyba jego nazwisko. Nawet pijaczkowie stacjonuj�cy w bocznej alejce ruszyli si� z miejsca i zmierzali w jego stron�. - Idzie im o starego Juke�a? - Nie m�g� tego zrozumie�. W�o�y� pal�c� si� fajk� do kieszeni i wyprostowa� plecy. �a�owa�, �e nie ma kapelusza. Rodneya i Chicka te� to wci�gn�o. Wysiedli z samochodu i zadziwieni ruszyli za t�umkiem dziennikarzy napieraj�cych na bezbronnego Juke�a. Rozgor�czkowana banda omal go nie stratowa�a. Jednak zd��yli si� w por� zatrzyma� i jeden z nich stwierdzi�: - Nie, to nie on. - To Juke - rzuci� niedbale Rodney - kumpel Loacha. By� z nim w jaskini. To znaczy, �e wielki czarownik jest blisko. Najwy�szy czas, cholera. - Ale ona powiedzia�a, �e to on - odparowa� jeden z m�odych dziennikarzy wskazuj�c staruszk�. Podni�s� aparat i na wszelki wypadek pstrykn�� Juke�owi zdj�cie. B�ysn�� flesz, Juke wyba�uszy� oczy, na chwil� go o�lepi�o. Kiedy odzyska� wzrok, zobaczy�, �e t�um reporter�w wraca do �wi�tyni. Ruszy� za nimi, ale futera� przycisn�� do piersi, �eby go przypadkiem nie uszkodzili. Towarzyszy�o mu dw�ch dziennikarzy. Jeden z lewej, drugi z prawej strony. - Loach wyszed�. Jakie ma plany? - spyta� ten z prawej. - My�li pan, �e znajdzie drog� do jaskini? - pyta� ten z lewej, trzymaj�c w pogotowiu notatnik. - Zamierza pan z nim jecha�? Juke spojrza� na jednego, potem na drugiego i zamruga�. Zadawali trudne pytania. - Czy uwa�a pan, �e warunkowe zwolnienie pa�skiego szefa jest usprawiedliwione? Przez rozproszon� gromadk� dziennikarzy przebi�a si� Ramona

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.