Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Nie mogę was obydwu stracić – powiedziała, a łzy zalśniły jej w oczach. Nieznacznie przesunęła wierzchem dłoni po powiekach. – Mamo – wstał z fotela i odrzucił pled – dlaczego masz kogokolwiek tracić. Z gorszych opresji wyszedłem z Rosji, dlaczego tu miałbym polec? Da Bóg, wrócimy obydwaj. Zadbam, by Jędrka oszczędzali. Generał Izydor Krasiński, dowódca dywizji, i pułkownik Jan Ostrzeszowicz, dowódca ósmego pułku, to moi dobrzy koledzy. Już nie ocierała oczu, a łzy kapały jej wolniej. Opanowała się i wyprostowała dumnie. Taką pamiętał ją z dzieciństwa. Ilekroć miała powiedzieć coś ważnego, odruchowo przybierała taką pozę. – Jędrek już nigdy nie wróci – powiedziała drewnianym głosem – będzie żyw, ale nie wróci. – Dlaczego tak mówisz? Skąd wiesz?Pochyliła się ku niemu. – Bo poszedł szukać miłości, której tu nie miał. – Nie kochasz go jako i mnie? – Ja tak, ale ojciec tylko ciebie widzi. – Niemożliwe. Nie masz ku temu powodu. – Jest. Ojciec uważa, że tylko ty jesteś jego rodzonym synem. Jędrek nie! Dlatego więcej go nie zobaczymy. – Wstała i wyszła bez słowa. Nawet nieprzygotowana kolacja i bóle, jakie Hilaria poczęła odczuwać, nie mogły jej zatrzymać. Wróciła na Marszałkowską i prawie do rana płakała. Franciszek po odejściu matki powrócił z powrotem na fotel i okrył się pledem. Zapadł się w sobie. Myślami zaczął błądzić w dzieciństwie, w wieku młodzieńczym. Przywoływał wspólne zabawy, rozmowy, słowa ojca i matki do nich obu skierowane. Ważył je, oceniał. Tak się w tym zapamiętał, że nawet nie zajrzał do żony, nie zapytał, jak się czuje, czy dziecko w łonie mocniej kopie. Zresztą bóle przeszły i Hilaria zmęczona zasnęła. A on siedział w fotelu i tropił zaskakujące słowa matki. Dopiero teraz usłużna pamięć stopniowo wyciągała z zapomnienia różne fakty, wydarzenia, słowa, a nawet spojrzenia. To prawda, że ojciec jego wyróżniał. Jędrka częściej karcił, nie okazywał mu takiej serdeczności. Wielokroć jemu samemu uchodziło to, za co brat był karany. Dlaczegóż do tej pory nie zwrócił na to uwagi. W ogóle nie dostrzegł. Dopiero słowa matki... Tylko co właściwie przez to chciała powiedzieć? Nad Żoliborzem gęstniał mrok. W pomroce zatapiał domy, pokoje w nich, meble. Nie zapalił świecy ani kaganka. Tak pogrążył się w rozpatrywaniu dopiero co usłyszanej wiadomości, że nawet nie zauważył zapadających ciemności. Cóż one znaczyły wobec zagadki, przed którą stanął? Właściwie cóż mu matka powiedziała? Na dobrą sprawę mogło to nic nie znaczyć. To, iż ojciec uważa jednego z nich za rodzonego syna, a drugiego nie, jest tylko określeniem stosunku uczuciowego ojca. A jeśli nie? Zadrżał. Czy to ma oznaczać, że Jędrek jest bękartem, adoptowanym dzieckiem? Nigdy o tym nie słyszał, a ich metryki, jak pamięta, przy przyjmowaniu do szkoły były w największym porządku. Czyżby matka zdradziła ojca, a owocem tego był Jędrek? Nie. Tego nie powiedziała. Mówiła jedynie o odczuciach ojca. Właściwie powinien był ją wprost zapytać. Wiedział jednak, iż nigdy się na to nie odważy. Był także pewien – matka nigdy więcej o tym nie wspomni. Poczuł chłód, prawie dreszcz, choć zwalisty piec promieniał falami ciepła. Podciągnął pled. Nie pomogło. Sam przed sobą nie chciał się przyznać do strasznego podejrzenia, jakie nim owładnęło. – Hilaria, czy jego żona...? Gwałtownie począł liczyć miesiące. Mylił się, pomagał sobie palcami. Dodawał, odejmował. Raz wychodziło tak, a raz tak. Denerwował się coraz bardziej. Aby być pewnym dokładności, zagłębił się w rachunki tygodniowe. I tu zupełnie się pogubił. Wąż zazdrości i niepewności oplótł mu serce. Usiłował sobie przypomnieć, jak Hilaria powitała go po powrocie spod Moskwy. Jakie miała spojrzenie, co powiedziała. Czy w dworku na Żoliborzu nie zastał śladów kogoś obcego. Porzuconego drobiazgu, zapachu fajki. Męczył się, ale nie mógł niczego podobnego wydobyć z pamięci. Czy dlatego że niczego podobnego nie było? Czy może po prostu nie zwrócił uwagi? A jednak jeśli taka kobieta jak matka mogła popaść w chwilę słabości, szlachetna, prawdomówna, uczciwa, to cóż mówić o Hilarii, która zawracała w głowie tylu zalotnikom, trzpiotka o sennym spojrzeniu. Jeśli Jędrek nie był synem Andrzeja Kmity, to któż może zagwarantować, że dziecko, które wkrótce się urodzi, jest jego? Świt zastał go śpiącego w fotelu. Medyk wojskowy zdążający na służbę do koszar zajrzał, by zobaczyć, czy pani majorowa nie czuje się bliska połogu, obudził go. Franciszek był blady, twarz pokrywał pot. Jednakoż puls był w normie. – Pojutrze wymarsz – powiedział lekarz – chyba pan major czuje się na tyle dobrze, aby zasiąść w siodle. – Mam gorączkę – odparł niepewnie – a odmrożenia mnie bolą i swędzą jak nigdy. Pewnie rana się jątrzy. – Tak. Rzeczywiście – odwrócił głowę, by ukryć niechętne spojrzenie. Nie pierwszy to przypadek, że oficerowie, uważając sytuację za beznadziejną, nie chcieli iść za Napoleonem. Woleli zostać w Warszawie. – Jak pan major sobie życzy, wystawię świadectwo złego zdrowia. My odmaszerujemy, a pan będzie mógł zostać w domu. Franciszek uczynił nieokreślony ruch ręką. – Tak, nie jestem w stanie na razie znieść trudów kampanii. Jak wyzdrowieję, dołączę. Lekarz skinął głową, starając się ukryć pogardę, jaką uczuł dla skądinąd sympatycznego majora. Franciszek zaś pochylił głowę na piersi. Obawiał się, by medyk nie wyczytał z jego oczu prawdziwej przyczyny, dla której chciał zostać w domu. A była nią piekąca aż do bólu zazdrość o Hilarię i straszne podejrzenie, którego się nie mógł pozbyć, chociaż bardzo tego pragnął. 4. Październikowa mgła wisiała nad przedmieściem, oblepiała mundury, skraplała się na działach, na sierści koni. Tłumiła tupot nóg, kopyt, turkot kół i krzyki komend. Na drogach prowadzących do Windmühlentor, Münztor i dalej aż do samej rzeczki Pleissy przelewał się tłum ułanów, krakusów, grenadierów i artylerzystów