Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Teraz rozu... - Ale Dirk Struan nie został pochowany w Hongkongu - wtrąciła Angelique, co wprawiło wszystkich w kompletne osłupienie. - Wiem, wyryto jego nazwisko na nagrobku, lecz ciało oddano morzu. Uważam, że mój mąż zasłużył na podobny pogrzeb. - Przykro mi, lecz nie masz racji - powiedział McFay. - Byłem przy tym, gdyż właśnie, ledwie przybywszy z Anglii, dołączyłem do Struanów i brałem udział w pogrzebie. Pamiętam ogromną uroczystość z udziałem niemal wszystkich mieszkańców Hongkongu. W Chinatown Gordon Czen zorganizował oddzielny pochód. - Mylisz się, Jamie. Do krypty złożono pustą trumnę, a Dirk spoczął wraz ze swą kochanką May-may w otwartych wodach opodal Hongkongu. - Poczuła łzy pod powiekami, lecz uznała, że nie czas na próżne szlochy. - Pochowano go w morzu, po chrześcijańsku, dokładnie tak, jak sobie tego życzył. Świadkami byli Culum i Tess Struan, Gordon Czen i Aristotle Quance. - To niemożliwe - stwierdził Jamie. - Możliwe i w pełni wykonalne. Wasz Kościół odmówił wspólnego pochówku. Zabronił, by prochy kochanków spoczęły w poświęconej ziemi. - Angelique, przecież uczestniczyłem w pogrzebie! Dirk na pewno został tam pochowany. Nie wiem, gdzie leży May-may, lecz tu się zgadzam: nie złożono jej obok niego. - Byłeś świadkiem farsy, Jamie. Zakopano pustą trumnę. - Nonsens - odezwał się sir William. - Władze kościelne nie wyraziły zgody na wspólny pogrzeb - ciągnęła Angelique, nie zwracając na niego uwagi. - To było nie do pomyślenia. Nie muszę chyba nikomu przypominać, że Dirk Struan nieraz naraził się duchowieństwu; jego ostatni pomysł także nie zyskał aprobaty. W spisanym na dwa tygodnie przed śmiercią testamencie, będącym częścią spuścizny przekazywanej z tai-pana na tai-pana, domagał się, by w razie jednoczesnej śmierci pogrzebać go razem z May-may, którą miał zamiar pojąć za żonę... 296 - Naprawdę tak napisał? Chciał ją poślubić? - gwałtownie spytał sir William. Pozostali także wyglądali na wstrząśniętych, gdyż mimo upływu lat małżeństwo z Chinką zdawało im się czymś wielce nagannym, nawet w wypadku Dirka Struana. - Napisał to w testamencie? - Tak - odparła Angelique. Zauważyła, że Hoag jako jedyny nie podzielał niechęci sir Williama. Anglicy, Brytyjczycy... w wielu wypadkach są wprost okropni, pomyślała. Zżerani przez hipokryzję i bigoterię, pozbawieni manier i całkowicie odmienni od nas. Wciąż pilnują, by nie doszło do ślubu między protestantami i katolikami, a z jeszcze większym wstrętem odrzucają każdą próbę tworzenia mieszanych związków wśród obywateli Imperium. Chciała krzyknąć: skąd pomysł, by takie małżeństwo określać mianem występnego grzechu?! Przecież to hipokryzja. Niemal każdy z was ma tubylczą kochankę i dzieci z nieprawego łoża. We francuskich koloniach, jak i w granicach cesarstwa, działo się zupełnie inaczej. Kiedy Francuz brał ślub z którąś z miejscowych kobiet, stawała się ona nie tylko jego żoną, lecz także pełnoprawną francuską obywatelką. Władze zachęcały do mieszanych małżeństw, wychodząc z założenia, że mężczyzna jest przede wszystkim mężczyzną, a kobieta - kobietą, bez względu na kolor skóry. Boże, nie pozwól, bym została Angielką i dzięki Ci, że nikt, nawet mąż, nie będzie mógł mi odebrać francuskiego pochodzenia... Skąd ten pomysł? - złajała się w duchu. Czym prędzej wróciła do rzeczywistości i popatrzyła na twarze wrogów jej męża. Później będzie dość czasu na rozmyślania. - Trudno mi zrozumieć stanowisko Brytanii w kwestii mieszanych związków, sir Williamie, lecz proszę pamiętać, że jestem Francuzką. Ale odłóżmy to na bok. Wszyscy zaangażowani w pogrzeb Dirka Struana znaleźli się wówczas w impasie: Kościół twardo stał na stanowisku, że nie może być mowy o wspólnym pochówku. Nowy tai-pan, Culum, nalegał, by ojca pogrzebać po chrześcijańsku, i nie dopuszczał myśli, by mogło stać się inaczej. Tess była mniej stanowcza, gdyż wybryki Dirka, jakie wyprawiał za życia, podważały znaczenie ideałów stanowiących dla niej podstawę wiary. Jej ojciec, Tyler Brock, dzisiaj najpotężniejszy kupiec na wyspie, ostro sprzeciwiał się takim praktykom, w czym zdecydowanie popierali go matka Tess oraz pozostali koloniści, choć niektórzy z nich po cichu wyrażali odmienne zdanie. Gubernator opowiedział się za Kościołem. - Bardzo słusznie - mruknął sir William. - Tak - odpowiedziała Angelique. - Gdyby w Hongkongu rządzili katolicy, mój Kościół mógłby być równie nieprzejednany. Kolonii groził skandal, a na dodatek część miasta, dotknięta skutkami tajfunu, leżała w gruzach... i brakowało lodu - dodała oschle. Znów zaczęli się wiercić, z wyjątkiem Skye'a, który z przyklejonym do twarzy uśmiechem nonszalancko rozpierał się na krześle. - To całkiem normalny zabieg, często stosowany w podobnych okolicz- 297 nościach - łagodnie powiedział Babcott. - Twój mąż był i nadal jest dla nas kimś ważnym. Musisz w to uwierzyć. - Wierzę. - Przeniosła spojrzenie na sir Williama i mówiła dalej, tym samym beznamiętnym tonem: - Aby przełamać wspomniany impas, Aristotle Quance i Gordon Czen zawarli ustny kompromis. Ustny, gdyż sprawa z oczywistych względów miała pozostać w ścisłej tajemnicy