Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. Dlaczego milczała Joanna? Bała się o Emila? Z tego wszystkiego wynika, że oni nie mają do mnie zaufania, że się więcej mnie boją niż poważają. Traktują mnie przede wszystkim jako zwierzchnika narzuconego przez AFC - najpierw urzędnika, a dopiero później dowódcę. Mira wręcz zarzuca mi, że reprezentuję interesy korporacji a nie ekspedycji. Jakby istniała jakaś różnica... Co za ludzie! Czy mam szansę odbudowy zaufania? Obawiam się, że po rozmowach, jakie dziś z nimi przeprowadziłem, będzie to niełatwe. Trudno. Gdzie nie ma zaufania - zastąpić je musi dyscyplina. Niech się boją - byle zadanie było wykonane. To są jednak sprawy dalsze. Przede wszystkim muszę sam czuwać. Wiedzieć wszystko co dzieje się w statku. Muszę być wszędzie obecny. Pierwsze kroki już zostały poczynione. Przeprowadzam obecnie formalne śledztwo w sprawie śmierci Emila. Wszystkie zeznania, nagrywane na taśmy, chowam w archiwum. Są one zbyt obszerne, aby je tu w pamiętniku przytaczać w całości. Streszczę więc tylko to, co uważam za najistotniejsze, co pozwala lepiej zorientować się w sytuacji. Pierwszą poprosiłem na rozmowę Joannę. O ile po śmierci Stefana zachowywała się nad wyraz spokojnie - samobójstwem Emila jest zupełnie zdruzgotana. Chwilami byłem wściekły na siebie, że ją dręczę pytaniami. Rozpamiętywanie tego. co wydarzyło się w ostatnich dniach odczuwa na pewno jak rozdrapywanie świeżej rany. A jednak ta rozmowa była konieczna. W liście Emila jest tyle niedomówień, że bez pomocy Joanny nie byłbym w stanie odtworzyć pełnego obrazu tragedii. Kilkakrotnie musiałem dawać Joannie środki uspokajające, aby mogła zebrać myśli i odpowiadać na pytania. Muszę dodać, że po śmierci Emila zabrałem wszystkie medykamenty, jakie zostały jeszcze w laboratorium, i zamknąłem w mej szafce w kabinie nawigacyjnej. A oto czego dowiedziałem się od Joanny: Jak wiadomo, Joanna poznała Emila dopiero przed samą wyprawą. Była ona już wówczas żoną Stefana i lot na Marsa stanowił dla nich zarazem podróż poślubną. Wkrótce jednak miejsce męża zajął w jej sercu Emil. Niewinny flirt szybko przerodził się w miłość. Tymczasem Stefan zachorował i sytuacja uległa komplikacji. W tych warunkach stawianie sprawy otwarcie byłoby nieludzkie. Sądzę, że zarówno Joanna jak i Emil rzeczywiście nie chcieli jego śmierci i nie uczynili nic świadomie, co by mogło przyspieszyć zgon. Nie wydaje się również prawdopodobne, aby w okresie rozdwojenia osobowości Emil mógł dokonać zbrodni. Stefan jednak zdawał sobie sprawę, że Joanna zdradza go z Emilem. Na tym tle zrodziło się u niego podejrzenie, iż chcą go otruć. Nie chciał zgodzić się na operację. Najniewinniejsze zabiegi budziły w nim nieufność. Przestał używać lekarstw. Zważywszy, że chodziło tu często o środki łagodzące bóle i uspakajające system nerwowy (jak tonargal), jego stan psychiczny pogarszał się coraz bardziej. W takim właśnie stanie chorobliwej nieufności wyniósł butelki do łazienki i wylał lekarstwa. Fakt ten zbiegł się przypadkowo z zatruciem glonów przez Emila, który dokonał tego w stanie psychopatycznym, nie zdając sobie sprawy, co robi. Stąd posądzenie padło na Stefana. Gdy dowiedział się on o tym - prawdopodobnie zaczął podejrzewać, iż może filtry i pochłaniacze są uszkodzone i że sam spowodował przypadkowo zatrucie, wlewając tonargal do kanału. Dlatego chciał rozmontować aparaturę. Nie starczyło mu jednak sił. Jego słowa: "Nie ja, nie ja" - zdają się wskazywać, że Jednak nie zauważył nic podejrzanego w aparaturze. Po śmierci Stefana Emil czuł się fatalnie. Dokuczały mu w jeszcze większym stopniu niż dotąd bóle głowy. Poza tym odczuwał z pewnością coś w rodzaju wyrzutów sumienia, że odebrał koledze żonę i w ten sposób pośrednio przyczynił się do przyspieszenia jego zgonu. Wówczas zaczął zażywać jakieś środki uspokajające. Tymczasem 3 września, kiedy zabrał się do czyszczenia zbiorników - spostrzegł z przerażeniem, że algi wyginęły znów w dwóch dalszych zespołach. Wynikało z tego, że nie Stefan je zatruwał, lecz ktoś z nas pięciorga. Analiza wykazała znów obecność tonargalu. Jakież było jego zaskoczenie, gdy zauważył w laboratorium dwa puste flakony po tym lekarstwie. Jeszcze kilka dni przed tym widział je prawie pełne. Pamiętał, że nikt nie brał od niego lekarstwa, jak również, że sam otworzył w dniu śmierci Stefana jedną z butelek i wziął kilkadziesiąt kropel dla uspokojenia nerwów. Wówczas w jego umyśle zrodziło się podejrzenie, iż sam jest obłąkany. Bał się jednak powiedzieć o tym komukolwiek zanim nie znajdzie pewniejszych dowodów