Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Gniotła, kształtowała, stwarzała przeciw prawom natury i rozumowi... Aż dokonało się. Upiorna postać drgnęła i spojrzenie dwóch rozjarzonych zielonym światłem ślepi spoczęło na dziewczynie. Kotołak ruszył w jej stronę. Rękami zasłoniła usta, aby nie krzyczeć. Drżała na całym ciele, ale nie cofała się przed nim. Wspiął się na tylne łapy i polizał jej szyję i czoło. Strach odszedł. Uklękła i zanurzyła dłonie w jego sierści. Po chwili przytuliła się w prostym geście oddania. Trwało to jakiś czas, aż wreszcie puściła go i powstała. Wrócił pod kominek, po czym wyciągnąwszy się przy nim, zamknął oczy. - Ksin... - usłyszał i spojrzał. Rozbierała się dla niego tak jak każdej poprzedniej nocy. Powoli zsunęła suknię, przepaskę biodrową i rozwiązała zwój podtrzymujący piersi. Zupełnie naga zbliżyła się do niego. - Ta noc jest tak samo nasza, jak wszystkie inne - wyszeptała spuszczając oczy. Położyła się obok. Fala pożądania rozlała się w nim jakimś oszałamiającym dreszczem. Nigdy nawet nie podejrzewał, że w tym stanie zdolny jest podlegać temu pragnieniu. Z chrapliwym miauknięciem przetoczył się na nią i ogarnął potężnymi łapami. - Czy potrafisz być delikatny? - zapytała cichutko. Skinął łbem na znak, że tak. Przyjęła go posłuszna i chętna. Rozkołysane pchnięcia, jej spazmatyczny oddech, chwilami krzyk, paznokcie raniące mu skórę, rwące sierść, szum krwi, łomot serca, błyski ognia, skrzypienie podłogi, chrypienie urwane, gardłowe, szczęki zwarte do bólu. Wrażenia, dotknięcia, odczucia zlały się w nim w jeden skłębiony, wirujący chaos, a czas rozpłynął się teraz i znikł... Pogrążony w niej, niesiony ciągle wzbierającymi falami jej upojenia, powoli napinał się, sprężał, naciągał, by nagle oszaleć w potężnym, przeszywającym lędźwie gejzerze żaru, który rozerwał świadomość na strzępy. Ciemność. Otworzył oczy; był dzień. Leżał z głową przytuloną do piersi dziewczyny, a na policzku czuł szczyt jednej z nich. Widział swoją dłoń na podłodze i deski dookoła niej rozryte pazurami - drzazgi sterczały we wszystkie strony. I ta dłoń miała zwyczajne palce. - Przemiana nastąpiła we śnie. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się coś takiego - pierwszy raz bez bólu! Uniósł się nieco: Hanti spała głębokim i mocnym snem. Wstał, wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Nie obudziła się, jedynie szepnęła coś niezrozumiale. Okrył ją i usiadł na skraju posłania. Patrzył. Oto osiągnął już wszystko, czego pragnął. Spełnił ostatnią wolę Starej Kobiety. Marzenia stały się rzeczywistością. Naprawdę... - Czyż trzeba mi czegoś więcej? - szepnął do siebie. Odpowiedź na to pytanie znał, jeszcze zanim je zadał. - A więc, niech tak będzie zawsze. Prosto, zwyczajnie, aż po kres istnienia. - Położył się obok dziewczyny, a ona instynktownie przywarła do niego całym ciałem. Wsunął ręce pod głowę i zamknął oczy. Wszechogarniająca, spokojna radość wzięła go w posiadanie. Zostaną tutaj albo znajdą jakieś bezpieczne i piękne miejsce, w którym nocami będzie słychać tylko słowiki lub najwyżej sowy. Nadeszła nowa myśl, a on uśmiechnął się do niej - dzieci... Na pewno nie będą już podlegać Przemianie i nikt nigdy nie zwątpi w ich człowieczeństwo. A potem... w przyszłości zasłyną być może jako nadzwyczaj zręczni artyści lub akrobaci... Rozmyślania Ksina skupiły się teraz wokół wielu jasnych i najzwyklejszych spraw. Był po prostu szczęśliwy. Później zasnął, ale miał co do tego wątpliwości. Jawa i sen złączyły się i przemieszały. Śnił o Hanti, że wstaje, ubiera się, zaczyna krzątać się po izbie. Możliwe iż ona naprawdę już wstała, tylko Ksin nie wiedział tego na pewno... I wcale nie pragnął wiedzieć. Ten cudowny nastrój prysnął około południa. Zajęty czymś nie spostrzegł tego w pierwszej chwili i dopiero odruch gniewu, wywołany przez jakiś zupełnie błahy powód, sprawił, że uświadomił to sobie. Zdziwił się, ale na razie wzruszył tylko ramionami i nie przejął się zbytnio. Jednak że robak, który zagnieździł się w jego duszy, ugryzł niebawem o wiele mocniej. A potem znowu... Irytacja i rozdrażnienie narastały w nim z godziny na godzinę. Nigdzie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Hanti, która początkowo patrzyła na niego ze zdumieniem, teraz wyraźnie przestraszona zaczęła schodzić mu z oczu