Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Wykrzywił twarz. - Mój stary unieważnił ślub. Sukinsyn! No to zwiałem z domu. Zacząłem boksować. I nauczyłem się z każdego wyciskać gówno, po równo... W drodze powrotnej do baraku Will powiedział: - Co sprawia, że trwamy? Jak na razie, udało się to jednemu na czterech albo pięciu. Wielu przeżyło, bo wierzą w Boga. Niektórzy, tacy jak ty, wierzą w człowieczeństwo jako takie. Ja nie wierzę w nic. - Może tobie się to udaje, bo jesteś upartym skurwielem - odparł Bliss. - Albo dlatego, że pochodzisz z gatunku takich, co przeżywają- - Popatrz na te resztki ocalonych. Okradali kumpli z żarcia i wody. Najlepsi, tacy jak ojciec Cummings, nie mieli takiej szansy jak ci najgorsi. - Zdumiewające - zauważył Bliss - że w ogóle ktokolwiek z nas ocalał. Ta zasrana armia udzieliła nam tylko instrukcji na wypadek dostania się do niewoli: podaj nazwisko, stopień i numer ewidencyjny. Ale tego, co najważniejsze, nie powiedzieli. Podchodząc do baraku, trafili na Wilusia Dzieciaka. - Nie musimy już - powiedział Will - bać się tego sukinsyna. Major przytrzyma go na smyczy. - Obaj mu zasalutowali elegancko. Wiluś Dzieciak wgapił się w Willa. Miał w oczach czarną nienawiść. - Myślę - zauważył Bliss - że on nadal sądzi, że w Obozie 13 jest capo di tutti capi. 2. Tokio, luty 1945 Zima była niezwykle mroźna, więc mieszkańcy licznych domów musieli miesiącami cierpieć skutki popękanych rur wodociągowych, zanim je naprawiono. Rury kanalizacyjne w toalecie nad mieszkaniem Floss pękły także, rodzina musiała więc tygodniami korzystać z parasoli. Gdy woda zamarzła na podłodze, Masao miał frajdę: ślizgawka na miejscu! Floss omijała ją ostrożnie: była w czwartym miesiącu ciąży. W miarę nasilania się bombardowań, wszyscy się do nich przyzwyczaili, stały się niemal czymś w rodzaju katastrofy naturalnej, którą trzeba przecierpieć. Emi Toda, podczas pewnej wiejskiej wyprawy na zakupy zatrzymała się, by popatrzeć na widowisko - nadlatujące Betki - jak popularnie nazywano superfortece. Obserwowała, jak ze wschodniej strony nieba wynurza się powietrzna armada. Wlokąc za sobą białe warkocze spalin płynęła po błękitno-złotym przestworze w szyku doskonałym, sprawiając wrażenie ławicy perłowołuskich ryb, przemierzającej oceany kosmosu. Jednakże te poetyczne medytacje wzięły w łeb z chwilą, gdy szlachetne z wyglądu ryby jęły miotać ikrę. Wróciła co sił w nogach do domu, by stwierdzić z ulgą, że całe jego sąsiedztwo nadal pozostało nienaruszone. "W czasie niemal każdego nalotu" zapisała tegoż wieczora w swoim dzienniku, "odnoszę wrażenie, że Amerykanie zrzucają nowe rodzaje bomb i pocisków, które wydają inne dźwięki, niż te użyte poprzednim razem. Te, nie słyszane wcześniej, dźwięki wzmagają przerażenie i zdają się potęgować wyrządzane szkody. Modlę się wtedy nie tylko za własną rodzinę i sąsiadów, ale za wszystkich mieszkańców Tokio". Narastający strach przed bombardowaniem w całej Japonii wywołał nową falę przesądów: jeśli zjadłeś kulki ryżu z szalotką i czerwoną fasolą - bomba cię nie trafi nigdy. Jeszcze lepiej jest zjeść szalotkę na śniadanie, wtedy ma się całkowitą pewność bezpieczeństwa. Pod koniec lutego dano jeszcze jeden bodziec: powinieneś zdradzić ten sposób innemu - na zasadzie łańcucha listów - w przeciwnym wypadku to nie poskutkuje. Inny przesąd zrodził się po ocaleniu pary, która w cudowny sposób przeżyła bliski wybuch bomby i w leju znalazła dwie martwe złote rybki. Uznali, że owe złote rybki umarły za nich. Rozgłos tego cudu taki miał zasięg, że rychło z wielkim trudem można było znaleźć żywą złotą rybkę. Zaczęto więc w wielkich ilościach produkować porcelanowe rybki i sprzedawać je po niebotycznych cenach. Emi, choć się z tych przesądów naśmiewała, na śniadanie podawała Sumiko szalotkę. Ostatniej niedzieli lutego Sumiko obudziła się i ujrzała, że wyciemnione ulice i szare domostwa pokrywa przepiękna kołderka śniegu. Jak na Tokio, była wcale gruba, Sumiko ubrała się szybko, żeby odcisnąć w śniegu orła lub anioła. Przemiana miasta w baśniową zaiste krainę, cieszyła ją kilka dobrych godzin. Potem rozległ się jazgot alarmowych syren. Nadlatywały Betki! Wkrótce przehuczały nad jej głową, nie czyniąc szkód, potężne samoloty. Pojedyncze bomby spadły tylko w pobliżu mieszkania Tadashiego i wypatroszyły kilka miejskich zabudowań. W ciągu dwu następnych dni większą część miasta sparaliżował nie tylko sążnisty opad śniegu, ale i pożary. Stanęły długie rzędy wagonów tramwajowych; odcięto całe dzielnice miasta. Ponieważ Sumiko nie mogła dostać się do pralni, spędzała dni na lekturze, pomagając matce w zakupach i w kuchni. Jun otrzymał zadanie specjalne: objeżdżał rejony najbardziej zniszczone i rozmawiał z tymi, którzy ocaleli