Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Kiedy naciskam spust, przesyłam do cewki kilka iskierek. A dopóki są w niej iskierki, działa jak potężny magnes. Energia idzie spiralnie lufą, wypychając igłę i nadając jej ogromną prędkość. Zastanawiasz się pewnie, co będzie, jeśli energia zostanie w lufie... Jedwab kiwnął głową. - Albo jeśli iskra opuści ją wraz z igłą. - To się nigdy nie zdarza. W chwili gdy igła opuszcza lufę, iskierka wciąż jeszcze jest w cewce. Opowiedziałem ci wszystko, co sam wiem. Czy już skończyłeś jeść, patere? - Tak, kolacja była wystawna. Jestem ci niebywale wdzięczny, Alko. Ale zanim wyjdziemy, muszę zadać ci jeszcze jedno pytanie, choć niewątpliwie wyda ci się bardzo niemądre. Dlaczego twój igłowiec jest dużo większy od mojego? Jaka korzyść płynie z jego dużych rozmiarów? Alka przez chwilę ważył w ręku broń, po czym schował ją do kieszeni. - Cóż, patere, w moim mieści się więcej igieł. Sto dwadzieścia pięć. W twoim, tak na oko, pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt. Moje igły są większe, nie pasują do twojej broni. Grubsze igły mają szersze nacięcie do obracania pocisku, a to nadaje im większą szybkość. W moim igłowcu jest dłuższa lufa i grubsze pociski. Wszystko to sprawia, że igły poruszają się o połowę szybciej od twoich, a zatem głębiej wchodzą w cel. - Rozumiem. Jedwab odciągnął dźwignię rozładownika w igłowcu i zajrzał do środka na mało skomplikowany mechanizm zamka. - Igłowce takie jak twój doskonale nadają się do strzelania w zamkniętym pomieszczeniu. Na zewnątrz jednak, zanim naciśniesz spust, musisz jak najbardziej zbliżyć się do celu. W przeciwnym razie igła, nim uderzy w cel, zacznie obracać się w powietrzu, a kiedy już zacznie się kręcić, to nawet szproty Paha, za przeproszeniem, nie będą wiedzieć, jak to się skończy. Jedwab chwilę się zastanawiał, po czym wyciągnął z kieszeni jedną z kart, którą otrzymał od Krwi. - Jeśli pozwolisz, Alko... I tak mam u ciebie potężny dług. - Już zapłaciłem, patere. - Alka wstał tak energicznie, że odepchnięte krzesło uderzyło w ścianę. - Zapłacisz następnym razem. - Uśmiechnął się. - Pamiętasz, co powiedziałem? Że nawet bogowie nie wiedzą, jak to się skończy? - Oczywiście. Jedwab również wstał i ku swej radości stwierdził, że noga nie bardzo mu doskwiera. - Cóż, oni może nie wiedzą, ale ja wiem, i jak tylko stąd wyjdziemy, powiem ci. Wiem, dokąd się razem udamy. - Powinienem wracać do manteionu - odrzekł Jedwab, starając się nadać głosowi normalne brzmienie. - To nie zajmie nam więcej niż dwie godziny. Mam dla ciebie parę niespodzianek. Pierwszą była lektyka z dwoma tragarzami. Jedwab wsiadł do niej, zastanawiając się z drżeniem serca, czy po załatwieniu sprawy będzie mógł takim samym środkiem lokomocji wrócić na plebanię. Pojawił się już klosz i na niebie nie widać było żadnego pasemka złota. Delikatny wiatr przegonił upał minionego dnia, owiewał rozpalone policzki Jedwabia, który wyraźnie czuł, że wypił o jeden kieliszek wina za dużo. Obiecał sobie w duchu, iż w przyszłości będzie bardziej na siebie uważał. Alka kroczył obok lektyki. Gdy uśmiechał się, w półmroku bielały jego zęby. W pewnej chwili Jedwab poczuł, że towarzysz wsuwa mu w dłoń niewielki, kwadratowy, ciężki przedmiot. - O tym rozmawialiśmy, patere. Schowaj to do kieszeni. Jedwab wyczuł palcami, że jest to pakiecik zawinięty w papier i ciasno związany sznurkiem. - Skąd...? - Kelner. Kiedy wyszedłem, zamieniłem z nim słówko i posłał chłopaka. Powinny pasować, ale teraz nie sprawdzaj. Jedwab wsunął paczuszkę z igłami do kieszeni sutanny. - Znów muszę ci dziękować, Alko. Sam już nie wiem, co mam powiedzieć. - Kazałem też sprowadzić dla ciebie lektykę. Jeśli igły nie będą pasować, powiedz mi o tym jutro. Lektyka zatrzymała się przed wysokim budynkiem, w którym okna na parterze i drugim piętrze były ciemne, natomiast środkowy rząd płonął jaskrawym blaskiem. Gdy Alka zastukał do drzwi, otworzył chudy mężczyzna z niewielką, niechlujną bródką i siwymi włosami, jeszcze bardziej potarganymi niż czupryna Jedwabia. - A! Doskonale! Doskonale! - wykrzyknął. - Proszę! Proszę! Tylko zamknijcie drzwi. Zamknijcie i chodźcie za mną. Wszedł po schodach, pokonując po dwa stopnie naraz