Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Chyba przechodziliśmy już koło tej ławki - za uważyła w końcu nieśmiało. - I to parę razy - mruknął rozzłoszczony Kerr. - Aile niurin! Mam nadzieję, że stracili tego, co wymyślił ten diabelski labirynt. Ellin wzięła go za rękę i poprowadziła w innym kie runku. - Spróbujmy tędy - zaproponowała. - Nie, powinniśmy raczej... - nagle urwał i ruszył tam, gdzie go ciągnęła. - Wobec tego prowadź. Ellin nie szła na oślep, ale wciąż skręcała w prawo. Po chwili dotarli do miejsca oznaczonego jako środek labiryntu. - I co teraz? - spytał. - Jesteśmy w połowie drogi - odparła wesoło. - No, chodź - dodała, wybierając znowu skręt w prawo. Szli trzymając się za ręce, nie wiedząc, gdzie się . znajdują. W końcu, kiedy zaświtało przed nimi wyj ście, Kerr ucałował jej dłoń. - Nigdy więcej nie wejdę do czegoś takiego - rzekł stanowczo. - Chodźmy do gospody. Niestety, nie po myślałem o pokoju w pałacu. Szybko dotarli do niewielkiego budynku i Kerr na tychmiast zażądał widzenia z właścicielem. - Prosimy o pokój z łóżkiem. - Chcecie się państwo zatrzymać na noc? - Nie, musimy wrócić przed zachodem. -Ale... - Ten dia... Ten labirynt wyczerpał moją żonę. Chce odpocząć. - Rzeczywiście - potwierdził właściciel. - Wygląda pani tak, jakby miała gorączkę. Znam lekarza w Hampton Wiek. Czy po niego posłać? - Nie, sam wiem, co robić - odpowiedział Kerr, zer kając na zarumienioną żonę. - Musimy tylko dostać najdalszy i najspokojniejszy pokój. - Jak sobie życzysz, panie. Na górze, po lewej stro nie jest spokojny pokoik. Tu jest klucz. Oboje pospieszyli na górę. - Myślisz, że zgadł, po co przyszliśmy? - Wszystko mi jedno - odparł Kerr i popchnął ją do przodu. Ellin zachichotała. Przez chwilę szarpał się z zamkiem, a potem weszli do przytulnego, choć małego pokoiku. Rozciągał się stąd widok na rzekę i most. - Potem obejrzysz sobie okolicę - obiecał Kerr, mo cując się z zapięciem jej sukni. Rozebrali się szybko, czując jak narasta w nich po żądanie. Ellin ściągnęła jego białą koszulę i spodnie, a następnie pchnęła go w stronę łóżka. Jego miłość do żony była teraz bezkresna jak ocean. Najpierw pieścił jej nagie piersi. Ellin wygięła ciało w łuk, poddając się pieszczocie. Westchnęła, kiedy do tknął jej sutka językiem. Oczy Kerra zasnute były po żądaniem. Ułożył żonę na pościeli i pochylił się nad jej nagim ciałem. Otworzyła się przed nim niczym kwiat, a on pieścił najpierw wnętrze jej ud, a następ nie przesunął palce jeszcze dalej. Krzyknęła i pociągnęła go ku sobie. Po chwili połą czyli się, czując, że wciąga ich wir namiętności. Kocha mnie, kocha, kocha... Kochali się coraz mocniej i silniej. Ellin tuliła się do niego i jęczała niczym kotka. - Tak dobrze? - spytał, łapiąc na chwilę oddech. Dobrze to było za mało powiedziane. Czuła się cu- downie. Za nic nie chciałaby powstrzymać w tej chwi li tańca ich ciał. Oboje wydali krzyk radości, a potem zamarli połączeni jak nigdy dotąd. Opadli na białą pościel. Kerr położył się na plecach i zaczął się śmiać, naj pierw cicho, a potem coraz głośniej. - Z czego się śmiejesz? - spytała, tuląc się do niego. - Ze wszystkiego - odparł. Przypomniał sobie beznadziejną wędrówkę przez labirynt, a potem pospieszny marsz w stronę gospody i w końcu rozmowę ze szczerze przejętym zdrowiem Ellin właścicielem. - Czy czujesz się już lepiej? - spytał. - Może we zwiemy lekarza? Przynajmniej nie będziesz musiała się rozbierać. Rzuciła się na niego z pięściami, co zakończyło się kolejnym pocałunkiem i kolejnym aktem miłosnym, po którym oboje byli już bardzo wyczerpani. Leżeli obok siebie, starając się złapać oddech. - Śpisz? - spytał Kerr, słysząc, że jej oddech się wy równał. - Sama nie wiem. Wydaje mi się, że śnię. - Mam nadzieję, że to dobry znak. Chciała powiedzieć, że tak. Otworzyła nawet usta, ale nie zdołała. Sen spadł na nią nagle. Przytuliła się tylko jeszcze do Kerra i zamknęła oczy. 20 Mollee yn molteyr oo my oddys eh. Drań oszukuje, gdy tylko może. Przysłowie z Man Ellin patrzyła z podziwem na twarz męża widocz ną w blasku kominka. Leżeli przed paleniskiem na po słaniu z poduszek, pijąc najlepszy książęcy koniak. - W rodzinie nazywają cię Shirragh, jastrząb. Czy to z powodu wyglądu, czy raczej charakteru? - spytała. - To ojciec mnie tak nazwał, więc jego musiałabyś zapytać. Przed wyprawą do Hampton Court wydawało jej się, że jeśli zdobędzie serce Kerra, to osiągnie szczyt szczęścia. Jednak tęsknota za domem stawała się coraz bardziej dojmująca. Ellin chciała jak najszybciej po dzielić się swym szczęściem z najbliższymi. - Zabierz mnie do domu, Kerr. Na Man. Przesunął ustami po jej nagich plecach w stronę szyi. - Pojedziemy tam przed końcem lata. Tak, jak obie całem. Dotarł do jej ucha i wziął lekko między zęby jego delikatny płatek. - A może jednak wcześniej? - Muszę zakończyć negocjacje z kupcami. Jeśli mój plan się powiedzie, to przede wszystkim dzięki tobie. Londyńczycy z najlepszych rodzin podziwiają nasze wzory, a najlepsi kupcy chcą sprzedawać materiały z Man