Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Robotnicy pracowali już przy krowach. Carlino zdjął mary- narkę i złapawszy widły, wszedł do obory. Chwilę potem wyszedł, pchając duże taczki pełne świeżego, parującego gnoju. Przechodząc obok samochodu, przypomniał sobie, co powie- dział stary: „Pan Carlo Dacó jest tam, robi prawo jazdy na «balil- li»". „Pokażę ci ja kanastę i herbatkę o piątej" - rzekł w duchu, 63 myśląc o dziewczynie z malowanymi ustami jak u kukły z odpus- tu. „Przyjedź tutaj, do Campolungo, to sama zobaczysz!" Kiedy zwalił gnój na kupę, nie wrócił do obory; zostawił taczki i poszedł prosto aż do rzeki. Usiadł na kamieniu nad brzegiem. I myśląc o starym, leżącym na łóżku w wielkim pokoju, cichym i pustym, po raz pierwszy w życiu poczuł litość dla ojca i w sercu poczuł lekki, świdrujący niepokój. A na posłuszne wargi spłynęły mu słowa modlitwy: „Panie, pomóż mi i spraw, aby ten niepokój nigdy mnie nie opuścił i szedł za mną przez całe życie. Spraw, abym cierpiał, tak jak on musiał cierpieć i nikt o tym nie wiedział". Słowa spadły do wody, która zabrała je daleko, ale Bóg je odnotował. I Campolungo zostało uratowane z tym wszystkim, co było w środku: z niebieskim płaszczem, z kopertami, w których leżały dokumenty syna Carla, i ze straconym życiem mężczyzny, który tak bardzo kochał jednego ze swoich synów, że zapomniał o pozostałych i znienawidził samego siebie. Operacja „Pies55 Od jakiegoś czasu Piór zszedł na złą drogę i nie raz don CamU- lo musiał go srogo karać i brać na łańcuch na wiele tygodni. Ale Piór, kiedy wydawało się, że już ozdrowiał, kierował się do drzwi i oddawał próżniaczemu życiu, pozostając poza domem nawet dwa, trzy kolejne dni. - Mimo że okres polowań się zakończył - starał się wytłuma- czyć mu don Camillo - nie zwalnia cię to z twoich normalnych obowiązków dobrze wychowanego psa. Ty nie jesteś bezpański i bez zajęcia, ty jesteś rasowym, szlachetnym psem i musisz za- chowywać się godnie w każdym momencie. Chcesz się gdzieś przelecieć? Proszę bardzo, ale wieczorem masz być z powrotem. Piękne przemowy słuchane przez Piorą z ogromną skruchą, jakby rozumiał z nich słowo po słowie, nie przynosiły niestety żadnego efektu. I widząc, że Piór, zamiast się poprawiać, robi się coraz gorszy, don Camillo kipiał ze złości, bo bardzo mu na tym psie zależało i wolałby, żeby mu ukradziono motorower, niż by miał stracić Jego- 65 A jakie znaczenie ma motorower dla biednego księdza z Niziny, to nie ma co mówić. Przewrotny los chciał jednak, by don Camillo zamiast motoro- weru stracił psa. Piór zniknął z domu w sobotę rano; uciekł podstępnie, kiedy don Camillo odprawiał poranną mszę. Przez pierwsze dwa dni don Camillo martwił się umiarkowanie, ale z upływem czasu wzrastał w nim niepokój. Zaczął więc w oko- licy rozpytywać o Piorą. Nikt w miasteczku nie widział Piorą, więc don Camillo posze- rzył krąg śledztwa i przeszedł po kolei po wszystkich zagrodach w okolicy. To tak jakby szukać igły w stogu siana. Pierwszą myślą don Camilla było spytać Peppona, bo w końcu Peppone, obok don Camilla, był jedyną osobą, która cieszyła się poważaniem u Piorą. I to do tego stopnia, że Peppone przyznał kiedyś otwarcie: „Polityka nas dzieli, wielebny księże, a Piór łączy. Ale mimo to, w dniu odwetu proletariatu nie schowacie się za niego, by umknąć słusznej kary!" Don Camillo chciał pomówić z Pepponem o zniknięciu Piorą, ale od kilku miesięcy w miasteczku sytuacja polityczna była po- nad miarę ciężka i łatwo przewidzieć, że każda próba nawiązania kontaktu don Camilla z szefem czerwonych skończyłaby się ist- nym trzęsieniem ziemi. W każdym razie don Camillo po daremnym stukaniu do wszyst- kich drzwi musiał również zastukać do Peppona. Jednak nie zrobił tego osobiście, tylko napisał: Szanowny panie Giuseppe Bottazzi, dwa tygodnie temu mój pies Piór zniknął z domu