Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Odsun�� si� od tego piek�a przy wej�ciu, ale bardziej z�powodu strachu, jaki wzbudza� w�nim Kosti, ni� dlatego �e ba� si� p�omieni miotacza. � To by by�o na tyle! � rozleg� si� spod maski st�umiony g�os mechanika. Do tej pory nie mieli odwagi zbli�y� si� do �arz�cych si� drzwi. Teraz jednak Kosti schowa� do kabury bro� i�by�o oczywiste, �e uzna� prac� za sko�czon�. Podszed� do nich unosz�c os�on� hauby i�wtedy dostrzegli, �e po jego twarzy sp�ywaj� krople potu. Ci�gle uderza� d�o�mi w�niekt�re miejsca na tunice i�przyni�s� ze sob� zapach przypalonej sk�ry i�materia�u. � Co tam jest? � zapyta� go Dan. Kosti zmarszczy� nos. � Nast�pny korytarz. Ciemny jak Strefa Ko�ca. Ale przynajmniej przestaniemy si� wreszcie kr�ci� w�k�ko. Chocia� czas nagli� i�powinni ju� byli i��, czekali a� ska�a troch� ostygnie, po czym zasun�li os�ony na twarz, a�dla Aliego zrobili prowizoryczn� haub� z�tuniki Rigelia�czyka. Zanim ruszyli, Kosti porozmawia� jeszcze z�wi�niem. � M�g�bym ci� w�a�ciwie przez to przeci�gn�� � rzek� � ale pewnie przypiek�by� si� odrobin� za mocno. Poza tym pewnie by� nam przeszkadza�, kiedy spotkamy si� z�twoimi przyjaci�mi. Wi�c zostawimy ci� tutaj, �eby� troch� och�on��, a�mo�e za par� lat kto� ci� znajdzie. � Kosti zwi�za� Rigelia�czykowi nogi i�r�ce i�pchn�� go w�g��b korytarza. Teraz wzi�li Aliego w��rodek i�przeszli przez wyci�ty w�murze otw�r do nast�pnego korytarza. Znowu zapanowa� mrok i�znowu okaza�o si�, tak jak przedtem, �e ich lampy nie by�y w�stanie rozja�ni� ciemno�ci. Na szcz�cie droga by�a wyj�tkowo prosta, bez bocznych korytarzy, i�nie musieli si� zastanawia�, gdzie skr�ci�. Po jakim� czasie troch� zwolnili, �eby nie przem�cza� Aliego, i�szli dalej trzymaj�c si� za r�ce. � Nic tu nie wida� � przerwa� Kosti gro�n� cisz�. � Czy ci Przodkowie w�og�le mieli oczy? Dan podtrzyma� ramieniem osuwaj�cego si� Kamila. Poczu�, �e ranny drgn��, jakby niezgrabne r�ce Dana trafi�y na jakie� bolesne miejsce. Asystent Szefa �adowni szybko zmieni� uchwyt, cho� Ali nie pisn�� ani s�owa. � Tutaj jest otw�r: dotarli�my do ko�ca tego korytarza � rzek� Mura. � Dalej jest nast�pny hol, znacznie szerszy. � Szersza droga mo�e prowadzi� do wa�niejszego pomieszczenia � odwa�y� si� wysnu� wniosek Dan. � Byleby tylko wyprowadzi�a nas z�tego zwariowanego labiryntu! � odezwa� si� na to Kosti. � Mam ju� do�� kr�cenia si� po tym kretowisku. Dalej, Frank, idziemy! Czterech ludzi ruszy�o w�drog�. Zrobili ostry zakr�t w�prawo. Szli teraz rami� w�rami� i�Dan mia� wra�enie, �e wok� jest mn�stwo miejsca, cho�, oczywi�cie, nie m�g� nic zobaczy�, bo nadal ton�li w�ciemno�ciach. Nagle zatrzymali si�. Tym razem przyczyn� nie by�a przeszkoda, lecz krzyk, kt�ry rozleg� si� wraz z�hukiem strzelby. Po chwili huk powt�rzy� si�. Nie us�yszeli ju� krzyku. � Na pod�og�! � zawo�a� Mura, ale pozostali Bran�owcy zd��yli sami wpa�� na ten pomys�. Dan schyli� si� i�poci�gn�� za sob� Aliego. Potem rozci�gn�� si� na ziemi i�usi�owa� zrozumie�, co si� dzieje. � Jaka� lokalna wojna przed nami � dotar� do niego g�os Kostiego. � I�chyba zbli�a si� do nas � mrukn�� Ali. Asystent Szefa �adowni wyci�gn�� miotacz z�kabury, chocia� nie mia� poj�cia, jak w�tych warunkach mo�na go u�y�. Nie by�oby rzecz� rozs�dn� strzela� w�tych ciemno�ciach. Znowu us�yszeli krzyk. Jaki� cz�owiek wrzasn�� tak, jakby �miertelnie go zraniono. Ali mia� racj� � ha�as wyra�nie zbli�y� si� do nich. � Pod �cian�! � Mura znowu wyda� rozkaz, kt�ry wszyscy wykonali, zanim jeszcze zosta� wypowiedziany. Dan szarpn�� tunik� Aliego ci�gn�c go za sob� i�poczu�, jak materia� rozpruwa si�. Zdo�a� jednak doprowadzi� koleg� do muru, gdzie stan�li wszyscy, st�oczeni obok siebie. B�ysk �wiat�a rozci�� zas�on� ciemno�ci przed nimi. O�lepiony Dan dostrzeg� jakie� czarne sylwetki oraz �arz�cy si� fragment ska�y, �lad u�ycia miotacza. � O, Bogowie Przestrzeni! � szepn�� Ali. � Je�li wyceluj� tutaj, to ju� po nas. Tupot n�g zbli�a� si� w�ich stron�. Dan wyprostowa� si� i�opar� d�o� na kaburze. Mo�e powinien strzela� w�kierunku, z�kt�rego dochodzi� d�wi�k, ale nie potrafi� nacisn�� spustu. Powstrzymywa�a go zakorzeniona w�ka�dym Bran�owcu nieufno�� do otwartej walki. Zrobi�o si� przed nimi jasno. Nie z�powodu fluorescencji do niedawna roz�wietlaj�cej te korytarze, lecz zwyk�ego, ��tego promienia, kt�ry podzia�a� na Ziemian uspokajaj�co. Czterej Bran�owcy dostrzegli, jak pi�� postaci zajmuje pozycje na pod�odze przygotowuj�c si� do ataku. Rozdzia� 18. � Odlot � Poddajcie si�! W�imieniu Federacji! � zagrzmia� w�korytarzach g�os cz�owieka. � Patrol! � stwierdzi� Ali. W porz�dku � a�wi�c Patrol wyl�dowa�, pomy�la� Dan. Ale kt�ra ze znajduj�cych si� przed nimi grupa reprezentowa�a prawo i�porz�dek? Ci, kt�rzy czekali na odparcie ataku, czy ci, kt�rzy mieli zaatakowa�? Promie� �wiat�a zbli�a� si� stopniowo, a� w�ko�cu jeden z�ludzi wystrzeli� prosto w�jego centrum. Odpowiedzia�y mu strza�y i�rozleg� si� przera�liwy krzyk zranionego cz�owieka. Dan stwierdzi�, �e gdyby mieli cho� troch� rozumu, to wycofaliby si� w�g��b labiryntu i�bezpiecznie przeczekali walk�. To nie by� odpowiedni moment na wtr�canie si� w�porachunki Patrolu z�band� Richa. M�ody Bran�owiec nie podzieli� si� jednak my�lami ze stoj�cym obok Alim. Wycelowa� natomiast sw�j miotacz w�stron� sklepienia korytarza, w�kt�rym si� przyczaili. Nacisn�� spust. Napi�cie nadal ustawione by�o na minimaln� wielko��, ale i�tak p�omie� wbi� si� w�ska��. Uda�o mu si� dobrze oceni� odleg�o��: w�blasku ognia zobaczy� ludzi, kt�rzy strza�em zgasili �wiat�o Patrolu � teraz nie mia� w�tpliwo�ci, �e by� to Patrol. O�wietlone twarze z�szeroko otwartymi ustami wpatrywa�y si� w�ja�niej�c� nad nimi smug� �mierci, jakby nagle wszyscy zostali zahipnotyzowani. Jaki� cz�owiek zrobi� par� krok�w w�ty�, w�stron� Bran�owc�w, ale nie uda�o mu si� przemkn�� bezpiecznie obok. Kosti wyskoczy� z�ukrycia, ledwo widoczny w�s�abn�cym l�nieniu sklepienia. Powinien by� od razu zada� uciekaj�cemu cios, ale ten wy�lizn�� si� z�r�k Bran�owca w�spos�b niewiarygodny wykr�caj�c swoje cia�o