Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Z uwagi na uczucia żyjących jeszcze osób zmieniam czasem na przykład Filifionki na Paszczaki albo drozdy na jeże i tak dalej, lecz wnikliwy czytelnik i tak na pewno zrozumie, o kogo naprawdę chodzi. Dowie się ponadto, że Jok był tajemniczym ojcem Włóczyki­ ja, i na pewno zgodzi się z tym, że Ryjek pochodzi od Wier­ cipiętka. A ty, małe, naiwne dziecię, które w swoim ojcu widzisz poważną i pełną godności osobę, przeczytaj tę opowieść o przeżyciach trzech tatusiów i zapamiętaj sobie, że tatusiowie nie różnią się tak bardzo między sobą (w każdym razie nie za młodu). Opisując mą osobliwą młodość, której nie brakło zamiłowania do przygód, chcę spłacić dług wobec samego siebie, wobec teraźniejszości, a także następnych pokoleń. Sądzę, że niejeden spośród czytających moje pamiętniki podniesie w zamyśleniu pyszczek i wykrzyknie: "Ach, co to był za Muminek!" albo: "To dopiero było życie!" Coś okropnego, jaki się czuję uroczysty1. Na zakończenie pragnę wyrazić gorące słowa podzięki tym wszystkim, którzy swego czasu przyczynili się do ukształtowania mojego życia w to dzieło sztuki, jakim ono niezaprzeczalnie się stało, a w szczególności Fredriksonowi, Hatifnatom oraz mojej żonie, niezrównanej Mamie Muminka. Dolina Muminków w sierpniu Autor Rozdział pierwszy w którym opowiadam o moim trudnym dzieciństwie, o pierwszym Wydarzeniu w moim życiu i o mojej wstrząsającej nocnej ucieczce, a także o historycznym spotkaniu z Fredriksonem. Któregoś ponurego i wietrznego wieczoru sierpniowego przed wieloma laty znaleziona została zwyczajna torba papierowa na schodach wiodących do domu dla Muminków podrzutków. W torbie leżał nie kto inny, tylko właśnie ja. O ileż bardziej romantycznie by było, gdyby mnie położono na przykład na mchu, w ładnym małym koszyczku! Otóż Ciotka Paszczaka, założycielka domu dla podrzutków, in­ teresowała się astrologią2 (na użytek domowy) i bardzo słusznie zwróciła baczną uwagę na gwiazdy, pod którymi przyszedłem na świat. Wskazywały one na narodziny bardzo niezwykłego i utalen­ towanego Muminka i Ciotka Paszczaka zaniepokoiła się, że będę jej sprawiał wiele kłopotów (panuje na ogół opinia, że geniusze są niesympatyczni, lecz jeśli o mnie chodzi, jakoś nigdy tego nie zauważyłem). Położenie gwiazd to zdumiewająca sprawa! Gdybym się był urodził kilka godzin wcześniej, byłby ze mnie zwariowany pokerzy­ sta, a wszyscy, którzy by przyszli na świat dwadzieścia minut po mnie, byliby zmuszeni przyłączyć się do ochotniczej orkiestry Pa- szczaków. (Niech tatusiowie i mamusie będą ponad wszelką miarę o- strożni, zanim wydadzą na świat dzieci; zalecam im jak najdokład- niejsze wyliczenia). Tak czy inaczej, gdy mnie wyciągnięto z torby, kichnąłem trzy razy w bardzo stanowczy sposób. To z pewnością już coś oz­ naczało. Ciotka Paszczaka przyczepiła blaszkę do mojego ogonka i os­ templowała ją magiczną cyfrą trzynaście, jako że miała już dwanaścioro podrzutków. Wszystkie były tak samo poważne, posłuszne i porządne, bo Ciotka Paszczaka niestety, częściej je myła, niż brała na ręce (cechował ją tego rodzaju rzetelny charakter co to nie ma żadnych delikatniejszych odcieni). Drogi czytelniku, wyobraź sobie dom Muminków, w którym wszystkie pokoje tworzą uporządkowane szeregi, wszystkie są kwadratowe i pomalo­ wane na jeden i ten sam ohydny kolor jasnego piwa. Nie wierzysz mi? Twierdzisz, że w domu Muminków musi być pełno najdziw­ niejszych zakątków, tajemniczych pokoi, schodów, balkonów i wie- życzek? Otóż tu było inaczej. A na domiar złego, nikt nie miał prawa wstawać w nocy, żeby coś zjeść, nikt nie mógł rozmawiać ani spacerować (dobrze, że chociaż wolno nam było siusiać!). Nie pozwalano mi przynosić do domu żadnych miłych stworzonek i chować ich pod łóżkiem! Musiałem jeść i myć się o określonych godzinach! Witając się musiałem trzymać ogonek pod kątem czter­ dziestu pięciu stopni! Ach, czy ktokolwiek może mówić o takich rzeczach nie roniąc łez? Nieraz stawałem przed małym lusterkiem w przedpokoju i pa­ trzyłem głęboko w odbicie, mych smutnych niebieskich oczu, starając się przeniknąć tajemnicę mojego życia. I z pyszczkiem w łapkach wzdychałem: "Jestem sam. Okrutny świat! Nie uniknę mego przeznaczenia", i wypowiadałem tym podobne smutne słowa, dopóki nie zrobiło mi się trochę lżej na sercu. Byłem bardzo samotnym małym Muminkiem, jak to często bywa w wypadku wybitnych uzdolnień. Nikt się na mnie nie poznał ani nawet ja sam. Zauważyłem, oczywiście, różnicę między mną a innymi Muminkami. Polegała ona przede wszystkim na ich pożałowania god­ nej niezdolności do zastanawiania się i dziwienia. Potrafiłem, na przykład, pytać Ciotkę Paszczaka, dlaczego wszystko jest tak, jak jest, a nie odwrotnie. - To by dopiero ładnie wyglądało! - odpowiadała. - Czyż nie jest dobrze tak, jak jest? Nigdy nie otrzymywałem od niej wyczerpujących wyjaśnień i to utwierdzało mnie coraz bardziej w przekonaniu, że Ciotka zawsze usiłuje robić wszystko byle jak. Wiadomo zresztą, że dla Paszcza- ków nie ma żadnego znaczenia: co - kiedy i kto - jak