Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ze zdziwieniem gapiłem się, jak sprawnie przebija oponę samochodu nożem, a potem drugą, aż pojazd osiadł na felgach z niejakim dostojeństwem. Natychmiast otworzyły się drzwi vana, w których ujrzałem wściekłego komisarza, ale sprawca szybko dobiegł do porzuconej kilka metrów dalej deskorolki i zaczął umykać za aulę. Zapaliłem silnik jeepa, ale nie ruszyłem za złodziejami. We wstecznym lusterku zauważyłem biegnącego w moim kierunku zdenerwowanego komisarza Swadę. Cały misternie przygotowany przez niego plan wziął w łeb. - To cwaniaki! - wrzasnął wściekle, pakując się na przednie siedzenie Rosynanta. - Gońmy tego pierwszego złodzieja! Byle szybko! Nadepnąłem pedał gazu z furią, aż zapiszczały na betonie koła, a moją chorą głowę przeszył tuzin sztyletów. - Jest! - podskoczył na siedzeniu policjant i wskazywał ręką na złodzieja uciekającego sto metrów przed nami za akademikiem. Jechał na deskorolce w kierunku zaparkowanego po drugiej stronie ulicy Gagarina forda. Nagle złodziej zatrzymał się efektownie przed samochodem i zerknął za siebie w głąb ulicy. Uczyniliśmy to samo. Od strony budynku uniwersyteckiej auli, zbliżał się do forda wspólnik. Po chwili buchnęły z rury wydechowej samochodu spaliny i dwie czarne postacie wskoczyły do niego. Pojazd ruszył. Jechaliśmy za fordem niecałe trzydzieści metrów. Komisarz Swada klął jak szewc, gdyż zapomniał zabrać z vana krótkofalówki. - Musieli obserwować teren i znać każdy nasz ruch - warczał. - Zrobili nas na szaro! Niestety, to była prawda. Wprawdzie siedzieliśmy im na ogonie, ale nie wiedzieliśmy, co jeszcze wymyślą. I stało się. Ford zatrzymał się na moment na Rondzie Niepodległości. Ta chwila wystarczyła, aby wyskoczył z niego jeden z ubranych na czarno osobników z plecakiem. Szybko wskoczył na deskorolkę i z impetem ruszył w kierunku Starówki. Musieliśmy złamać przepisy, aby zjechać na przeciwległy pas ruchu i podążyć śladem uciekiniera, gdyż ten wybrał wąską uliczkę biegnącą w stronę Wałów Generała Sikorskiego na północnym skraju Starówki. W tym samym czasie ford oddalił się w kierunku Przedmieścia Staromiejskiego, gdzie mógł wybrać Trasę Lubicką, ciągnącą się wzdłuż Wisły po prawym jej brzegu, bądź tę na Grudziądz. Ale my nie mieliśmy wyboru, bo trzeba było gonić osobnika na deskorolce. - Spryciarze - sapał zdenerwowany Swada. - Rozdzielili się i nie wiadomo, gdzie jest starodruk. Czy w fordzie, czy w plecaku tego na deskorolce? Ale dokąd on biegnie? W oczach miałem gęstą mgłę. Ze zmęczenia i choroby. Ale nie mogłem teraz zemdleć. Musiałem bardzo uważać, gdyż uciekający zmieniał co pewien czas trasę biegu i kluczył między uliczkami Starówki. Ale nie ulegało wątpliwości, że zmierzał w kierunku rzeki. - Jak on zamierza dostać się na wyspę? - sapał komisarz. - Przecież nie będzie uciekać mostem, bo go dogonimy, a jedyna droga prowadzi przez rzekę. - Może chce ją przepłynąć? - odezwałem się. - Woda jest zimna i facet nie dopłynie na drugi brzeg. Wykończy się. To prawie kilometr! W pewnym momencie uciekający znikł nam z pola widzenia. Wsiąkł za murami obronnymi Starówki. Ucieczka po wąskich uliczkach zabytkowej części miasta nie wchodziła w rachubę. W ten oto sposób osobnik na deskorolce zyskał nad nami przewagę. - Zawracam - krzyknąłem i wykręciłem na wąskiej Fosie Staromiejskiej w pobliżu Collegium Minus. - Co pan robi, do diabła?! - wrzasnął komisarz. - Facet ucieka w innym kierunku. Nie słuchałem gadania policjanta i szybko dostałem się na Aleję Jana Pawła II, która przechodziła dalej w most Piłsudskiego. Ale po przejechaniu dwustu metrów skręciłem w lewo w Bulwar Filadelfijski towarzyszący Wiśle na odcinku dwóch kilometrów. Stąd mieliśmy wyborny widok na betonowe nabrzeże ciągnące się aż do niewidocznego teraz w nocy mostu kolejowego. - Ten facet ma na sobie kombinezon płetwonurka - szybko wyjaśniłem - więc z pewnością chce dotrzeć nad brzeg Wisły pod wodą. Jak inaczej może nam uciec, jeśli nie rzeką? Dwieście metrów przed nami ujrzeliśmy przebiegającego bulwar osobnika. Wyrzucił po drodze deskorolkę i teraz - nie przestając biec - zakładał pośpiesznie na głowę okulary oraz mały aparat do nurkowania. Odrzucił na bok plecak, a w ręku zostały mu już tylko płetwy. Zauważył nas i przyśpieszył