Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Spiął wierzchowca i ruszył do przodu, a inni żołnierze w milczeniu poszli w jego ślady. Gdy jechali skrajem lasu w stronę wzgórza, na którym stało gospodarstwo Bendeigida, Gajusz jeszcze się łudził, że Priskus mylnie ocenił sytuację. Ale gdy dojechali na miejsce, resztki nadziei uleciały – kilka zwęglonych belek było jedyną pamiątką po dworze druida. Wszędzie panowała niezmącona cisza. Żadnych śladów życia... Kryte strzechą budynki płoną szybko. – Ogień musiał być rzeczywiście srogi, by zajęła się słoma mokra od deszczu – stwierdził Priskus. – Niewątpliwie – zgodził się bezmyślnie Gajusz. Wyobrażał sobie małą Senarę, Eilan i całą rodzinę Bendeigida jako jeńców pojmanych przez dzikich rabusiów z wybrzeży Hibernii albo – jeszcze gorzej – jako kupki zwęglonych kości, zagrzebane w spopielonym drewnie, które niegdyś było ich domem. Nie mógł pozwolić, by jego ludzie widzieli, jak bardzo to przeżywa. Zakrył twarz kapturem udając, że drażni go dym, wciąż unoszący się nad pogorzeliskiem. Priskus miał rację. Takiego pożaru żadna istota nie była w stanie przeżyć. – Zbierz ludzi – rzekł Gajusz gniewnie. – Nie mamy czasu, żeby tu stać i gapić się na zgliszcza, jeśli chcemy znaleźć schronienie przed nadejściem nocy! Głos mu się załamał, ale udał, że dławi go kaszel. Zastanawiał się, czy Priskus domyśli się czegoś z jego tonu. Ale stary żołnierz był dobrze obeznany z reakcjami młodych ludzi na obrazy grabieży i rzezi. Priskus rzucił mu życzliwe spojrzenie i rozejrzał się wokół. – Kiedy podbijaliśmy ten lud, obiecywaliśmy mu pokój. Powinniśmy przynajmniej zapewnić im ochronę... Ale nie ma obaw, dopadniemy tych łajdaków i nauczymy ich, żeby nie zadzierali z Rzymem. Jaka szkoda, że bogowie nie wynaleźli innego sposobu na ucywilizowanie świata. Och, oczywiście, moglibyśmy być rolnikami i uprawiać rzepę, ale jesteśmy żołnierzami i musimy wykonywać nasze rzemiosło. Czy to byli twoi przyjaciele, panie? – Gościłem tu tej wiosny – odparł Gajusz; był zadowolony, że przynajmniej odzyskał kontrolę nad głosem. – Cóż, w taki sposób toczy się świat – odparł Priskus. – Jednego dnia coś jest, a następnego już tego nie ma. Mam nadzieję, że bogowie wiedzieli, co robią. – Tak – odparł Gajusz, nie chcąc go już dłużej słuchać. – Daj rozkaz do odjazdu. Powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do najbliższej wioski. – Tak jest, panie. Formować kolumnę! – wrzasnął optio do żołnierzy. – Kto wie, może cała rodzina wyjechała odwiedzić przyjaciół. Tak też się zdarza. Gdy jechali wśród gęstniejącej mgły znowu zaczęło padać. Gajusz przypomniał sobie, że niedawno widział Cynrika na targu. Słyszał, że chłopak miał się udać na północ... Być może Cynrik ocalał. Śmierć druida tak ważnego jak Bendeigid wywoła z pewnością niemałe poruszenie. Gajusz podejrzewał, Marelliusz ma swoje sekretne źródła informacji. Jeśli więc Bendeigid zginął, z pewnością się o tym dowie. Pozostawało tylko czekać i pilnie słuchać. Gajusz próbował obudzić w sobie nadzieję. Priskus miał rację. Widok spalonego domu nie musi oznaczać, że wszyscy jego mieszkańcy zginęli lud trafili do niewoli. Możliwe, że Mairi wróciła do własnego domu. Dieda w ogóle nie należała do stałych domowników Bendeigida, w każdym razie nie w ostatnim czasie. Ale Eilan... nie było co się łudzić, że Eilan, mała Senara czy łagodna Rheis mogły ocaleć. W tej chwili jego kariera i całe imperium nie były dla niego warte złamanego miedziaka. Gdybym zabrał stąd Eilan, jeszcze by żyła – pomyślał. – Gdybym tylko przeciwstawił się ojcu i zrobił cokolwiek, choćby i ją porwał. Wróciło niechciane wspomnienie – obraz matki leżącej w łóżku, a wokół opłakujące ją kobiety... Płakał wraz z nimi, ale ojciec zabrał go stamtąd i powiedział, że Rzymianin nie płacze. Ale teraz ją opłakiwał, ją i wszystkie te kobiety, które sprawiły, że na krótką chwilę odnalazł swoje korzenie. Nie mógł pozwolić, by żołnierze widzieli łzy swojego dowódcy, udawał więc, że po policzkach spływają mu krople deszczu. 9 Chcę mojego męża – następnego dnia po porodzie Mairi obudziła się dość późno, niespokojna i skłonna do stawiania żądań. – Gdzie jest Rhodri? On obroniłby nas przed tymi ludźmi. W porównaniu z panującym na zewnątrz chłodem w chacie było przyjemnie ciepło. Zmęczona po nie przespanej nocy, Eilan popatrzyła na siostrę z rozdrażnieniem i usiadła przy ogniu. Wystarczyło, że rabusie zabrali wszystkie mleczne krowy i musiała przedzierać się kilka mil przez mokry las, żeby zdobyć trochę mleka. Na szczęście większość stada była na letnich pastwiskach, tak że jeśli Mairi będzie znów wychodziła za mąż, nie zostanie bez posagu. Ale Eilan nie była tak bez serca, by teraz o tym mówić. – Nie zabraliby krów, gdyby Rhodri był tutaj! – Bardziej prawdopodobne, że próbowałby walczyć ze zbójami, więc i tak zostałabyś... – Eilan ugryzła się w język przestraszona tym, co chciała mówić. Zapomniała, że Mairi wciąż jeszcze nie wie. – Caillean... – spojrzała na kapłankę z prośbą w oczach. – I tak zostałabyś wdową – rzekła brutalnie Caillean, zdejmując z pieca kubek ciepłego mleka. – Co wy mówicie... – oczy Mairi rozszerzyły się; spojrzała na kapłankę i zbladła, gdy wyczytała z jej twarzy wyrok. – Poczekałabym jeszcze z tą wiadomością, ale nie trzeba już tego odwlekać