Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Kiedy otwierał drzwi do kajuty Siwary, statek przechylił się gwałtownie, niemal wrzucając go do środka. W nikłym świetle kołyszącej się lampy zobaczył Froara, rozpartego niedbale na poduszce z twarzą poszarzałą od choroby morskiej. Obserwujący go z boku Lal spojrzał na wchodzącego z radosnym uśmiechem. Marzą siedziała w kącie zwinięta w kłębek, przyciskając do piersi rzeźbioną figurkę, przedstawiającą jakiegoś małego bożka. Mruczała coś bez składu, ogarnięta strachem. Gene podszedł do kobiety, pochylił się nad nią i lekko potrząsnął za ramię. Nie spojrzała na niego ani też w żaden sposób nie dała znaku, że zdaje sobie sprawę z jego obecności, tylko kontynuowała swoje mamrotanie. Gene ponownie potrząsnął nią, tym razem mocniej. Powoli zasłona strachu opadała. Służąca spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Siwara jest w moim pokoju. Zanieś jej suche ubranie. Uniosła swoją wymizerowaną twarz, jakby ledwo słysząc jego słowa, ale po chwili odzyskała świadomość. Skinęła głową, wsunęła małą figurkę za stanik i zerwała się na nogi. Wybiegła do przylegającego pokoju i wróciła z naręczem sukien. Pochyliła głowę w ukłonie i pospieszyła do Siwary. Gene zdjął mokre ubranie i nałożył płaszcz, który przyniósł ze sobą. Był na niego za mały, nie okrywał mu piersi. Spojrzał zirytowany na przykrótkie rękawy i podwinął je do łokci, a brzegi płaszcza wetknął za pas, aby móc swobodnie się poruszać. Podszedł do okna. Wiatr przeciskał się przez szpary, poruszając firankami. Rozbłysł piorun, rozległ się grzmot. Lal stał obok, wpatrując się w szalejący deszcz i ciemności nocy. Nie było widać ani śladu świateł drugiego statku. Piana leżała na falach niczym koronka. Szyby pokrywała warstewka wilgoci. Lal w milczeniu pokręcił głową. Gene, klepnął go po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. Kiedy wrócił do Siwary, lampa była już zapalona; kołysząc się na uchwycie powodowała, że cień baldachimu to rósł groteskowo na ścianie, to malał, by znów się powiększyć. Siwara wciąż leżała na łóżku, ale przebrała się już w szaty przyniesione przez Marzę. Ta siedziała obok, przyciskając do piersi małą figurkę, zaś księżniczka opiekuńczo obejmowała staruszkę ramieniem. Na widok Gene’a uśmiechnęła się blado. - Marzą jest ledwie żywa ze strachu. Po raz pierwszy wypłynęła na morze. A co z Froarem? Gene przysunął krzesło i usiadł, skinąwszy jedynie głową zamiast odpowiedzi. Siwara pogładziła proste włosy służącej, po czym wyciągnęła do niego dłoń. Ujął ją bez słów. Potrząsnęła głową niedowierzająco. - A dopiero co wyśmiewałam się z ciebie! Myślałam, że jesteś słabeuszem. Ale teraz wiem, że jesteś dzielny. I... kocham cię, Gene. Moi ludzie też cię kochają. Wpadł Kaspel, ciężko dysząc, z twarzą napiętą z wyczerpania; ociekający wodą płaszcz przylegał do jego szczupłej postaci. Gene podał mu krzesło. Kas-pel siadając podziękował mu wzrokiem. - Zdaje się, że zgubiliśmy wrogi statek, ale nie wiem, dokąd płyniemy - powiedział. - Wiatr zagnał nas w nieznane strony. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzymy Nanich. Gene, wyciągając zmianę odzieży dla starca, spojrzał na niego badawczo. Twarz Siwary wyrażała niepokój. - Kaspel! - zawołała - czy nie ma sposobu, by określić nasz kurs? Starzec posępnie potrząsnął głową. - Żagle są spuszczone, fokmaszt złamany. Wrócimy do Nanich, przypominając wrak, o ile w ogóle tam kiedyś dotrzemy. Gene zatrzasnął pokrywę skrzyni i podał suche ubranie Kaspelowi, który uśmiechnął się z wdzięcznością. — Czemu sądzisz, że nigdy nie dopłyniemy do Nanich? — Nie rozumiesz? - zapytała zniecierpliwiona Siwara. - Cały świat to ogromny ocean. Jedynie Kof i jego kolonie oraz Nanich leżą na stałym lądzie. Cała reszta - zatoczyła ręką koło - to woda. Nie kończący się przestwór wód. Możemy całe lata płynąć, nie napotykając żadnćgo lądu - zmarszczyła brwi w zadumie. - Chociaż istnieją legendy o wyspach rozciągających się gdzieś daleko, tyle tylko, że nikt z żyjących nigdy ich nie widział. — Noc wlokła się bardzo wolno i wydawało się, że dotrzymuje kroku statkowi w jego wędrówce przez świat