Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
W każdym razie wyglądał na zakuty. Bo dla mnie każdy łeb jest zakuty, a najbardziej mój. Skoro Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, sam musi być niezbyt udany. - Proszę, proszę. Bardzo proszę. - zapiszczał dupek - organizator. Widać źle go oceniłem na początku. Jednak z jego osobistą kulturą nie było wcale tak źle, jak z kulturą całej polski. Znał słowo "proszę". No, no. A nawet potrafił je połączyć ze słowem "bardzo". Zakuty łeb wszedł i usiadł na najbliższym krześle, a za nim posypała się reszta zakutych łbów. Nadchodziły jak kataklizm. Pojedynczo, parami, całymi bandami. Damski i męskie. Ale wszystkie zakute bez wyjątku. Wkrótce wypełniły całą sale. - No , Panie Rutkowski, niedługo może Pan zaczynać. - Poczekajmy trochę, może ktoś jeszcze się zjawi - odparłem, chcąc jak najdłużej odwlec chwilę mojego publicznego wystąpienia. - No dobrze. Ale jak Pan będzie gotowy, proszę mi dać znać, to Pana zapowiem. Wyszedłem na korytarz. Frekwencja dopisała, nie ma co. Wyglądało na to że jednak będę musiał zapracować na te pół tauzena. Nagle ujrzałem ten plakat. Wisiał na ścianie. Moją uwagę zwróciło zwłaszcza jedno nazwisko. Moje nazwisko. K.S.RUTKOWSKI. Podszedłem bliżej. " Zapraszamy na wieczór autorski znanego pisarza K.S. RUTKOWSKIEGO, KRÓLA POLSKIEGO UNDEGROUNDU ..." brzmiał napis na nim. Niżej była już tylko data imprezy i adres tej budy w której właśnie byłem. No, no, pomyślałem, jestem sławny. Połechtało to mile moje próżne, leniwe i cyniczne ego. Zaczynałem kochać tę mieścinę. Król Polskiego undegroundu, no , no , no, czego można było jeszcze chcieć więcej. Nie wiedziałem skąd wzięli te wszystkie bzdury, ale podobały mi się. Drzyjcie Stasiuki, Plichy i inne beztalencia. Król nadchodzi, żeby skopać wam tyłki. Wróciłem na sale, aby stawić czoło swojej wielkiej sławie. Zakute łby wlepiły we mnie gały. Kiwnąłem ręką na organizatora. W mig zaskoczył. Wyszedł przed publikę i zakaszlał. - Hym... Hym... Nie mam zamiaru dużo gadać - zaczął doniosłe - Powiem tylko jedno: K.S.RUTKOWSKI! TEN NA KTÓREGO WSZYSCY CZEKAMY!! I wskazał na mnie. Zakute łby zaczęły klaskać. Kiwnąłem im nieznacznie głową i wylazłem na środek. Co my tu mamy?, pomyślałem, prześlizgując wzrokiem po sali. Całą bandę imbecyli. Stuprocentowych imbecyli, skoro przyszli w ciemno oglądać i słuchać , takie zero jak ja. No cóż, dobra reklama czyni cuda. Nie wiedziałem gdzie jeszcze powieszono ten plakat z korytarza, ale jak widać jego treść dotarła pod strzechy. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni zmięte kartki i rozłożyłem je głośno szeleszcząc. Sześć opowiadań. Nawet ich nie wybierałem. Wszystkie były gówno warte , więc wziąłem na chybił-trafił. I zacząłem. Od najkrótszego. Tego o więziennym pedale obsługującego klientów po celach. Uwinąłem się z nim szybko, ale nie doczekałem się oklasków. Spojrzałem na te mordy przede mną i na żadnej nie ujrzałem aprobaty. Widać nie trafiłem im w gust. Potem pojechałem z "Reinkarnacją". Czytałem powoli, modulowałem głos na dialogach, akcentowałem końcówki akapitów. Jednak i tym razem nie doczekałem się aplauzu. Gdy uniosłem wzrok, ujrzałem spojrzenia pełne wrogości. Nawet dupek -organizator nie wyglądał na zadowolonego. - To opowiadania underground - wyjaśniłem im, nim zacząłem czytać następne - Takie spoza głównego nurtu. W nich nie pisze się o słowikach, kwiatkach i parach trzymających się za rączki. Myślałem, że podchwycą żart, ale gdzie tam. Nadal gapili się na mnie, jak szpaki w pizdę, w absolutnej ciszy. Rozłożyłem kolejny tekst, myśląc, że ten na pewno ich rozrusza... Gnida. Lubiłem go. Miał niezłe tempo i zajebistą końcówkę. Om musiał rzucić tę wybredną bandę na kolana... Ale nie rzucił. A raczej wkurwił jeszcze bardziej. Zaczęły się szepty, szmery, agresywne pomruki. - Co jest, kurwa?! - zapytałem - Chcecie żebym czytał Żeromskiego? - Nie - przyszedł mi z pomocą dupek - organizator. Jego tyłek w końcu też był w tarapatach -Ale nie chcemy już słuchać o homoseksualistach, więźniach, ani takich rzeczach. Wbił we mnie błagalny wzrok. - Macie rację. Przepraszam. - pokaiałem się - Za dużo tego było. A o czym byście chcieli posłuchać? - O Bogu na przykład - stęknął jakiś stary głos gdzieś z tyłu. Kilka innych wyraziło mu aprobatę przychylnymi mruknięciami. - Zgoda. - odparłem, przekładając papiery - Chyba mam tu coś dla was. Fałszywy Chrystus. To opowiadanie wprost bucha religią. I zacząłem. Przypuszczałem że będzie to gwóźdź do mojej trumny, ale miałem już dość tej wiejskiej zbieraniny. I się nie pomyliłem. Nie doszedłem nawet do połowy, kiedy rozpętała się burza. - Antychryst!! - wydarła się jakaś staruszka. - Zboczeniec!! - zawtórowała jej inna. - Pedał!! - dołączył jakiś facet. - Pocałujcie mnie w dupę ! - odkrzyknąłem. Dupek - organizator pojawił się przy mnie. -Proszę Państwa! Proszę Państwa! Proszę zachować spokój. Pan Rutkowski z pewnością przywiózł ze sobą opowiadania, które się Państwu spodobają. Prawda Panie Rutkowski? - Ty też pocałuj mnie w dupę - odpowiedziałem mu. Większość zakutych łbów machnęła na mnie ręką i wyszła, zostali tylko zadymiarze: impotenci, niedoszli księża, kościelne dewotki. Wyciągnąłem z kieszeni fajki i zapaliłem szluga, w spokoju słuchając ich obelg. - Coś Pan najlepszego narobił? - usłyszałem przy uchu głos organizatora. - Jeszcze słowo, a jebnę cię w łeb - ostrzegłem go. Jakiś zasuszony paralityk podpierający się na lasce, wysunął się na przód i krzycząc "CHUJ, CHUJ, CHUJ!!" próbował mi tą lagą przywalić. Złapałem za nią i wyrwałem mu z ręki. - Mam ci ją połamać na glacy, zmumifikowany trupie? - zapytałem go grzecznie. Paralityk spisał laskę na straty i dał nogę. Jeszcze chwilę patrzyłem na ten cały cyrk, a potem wyszedłem na korytarz. Znalazłem spokojne miejsce za winklem i oparłem się o ścianę. Słyszałem jak ludzie opierdalają organizatora, za to że zaprosił KOGOŚ TAKIEGO JAK JA. Słyszałem jak ich za to przepraszał. W końcu głosy ucichły. Dopiero wtedy wyłoniłem się ze swojej kryjówki. Organizator był na sali sam. Umierał ze strachu