Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Teddy zajrzał do notatek Cawleya – Bridget Kearns. – Ja już stąd nie wyjdę – odezwała się nagle po kilku minutach. Papierosy wypalała tylko do połowy, mówiła łagodnym, zdecydowanym głosem, a dziesięć lat wcześniej zarąbała swojego męża siekierą. – Nie wiem, czy powinni mnie wypuścić. – Dlaczegóż to? – spytał Chuck. – To znaczy, proszę mi wybaczyć, panno Kearns, ale... – Pani Kearns. – Pani Kearns. Więc proszę mi wybaczyć, ale wydaje mi się pani... no... całkiem normalna. Rozsiadła się w krześle, zupełnie na luzie, jakby była nie pacjentem, lecz pracownikiem tej instytucji, i zachichotała cicho. – Może i tak – odparła. – Ale kiedy mnie tu przywieźli, było ze mną źle. O mój Boże. Cieszę się, że nie mam żadnych zdjęć z tamtego okresu. Rozpoznali u mnie psychozę maniakalno- depresyjną. Nie widzę powodu, aby w to wątpić. Nadal miewam okropne dni. Chyba każdy je miewa. Ale mało kto sięga wtedy po siekierę i zabija małżonka. Na tym polega różnica. Dowiedziałam się, że noszę w sobie głęboką urazę do ojca, i skłonna jestem się z tym zgodzić. Raczej nie rzucę się już na nikogo z siekierą, ale nigdy nic nie wiadomo. – Machnęła w ich kierunku papierosem. – Uważam, że jeśli facet bije żonę i pieprzy się z co drugą napotkaną przez siebie babą, a nikt nie chce jej pomóc, to nie jest wcale takie niepojęte, że go w końcu ukatrupia. Teddy napotkał jej wzrok i rozśmieszył go wyraz jej oczu – jakby dziewczęca, nieśmiała figlarność. – Co? – zdziwiła się, śmiejąc się wraz z nim. – Może jednak nie powinni cię wypuszczać – powiedział. – Mówisz tak, bo jesteś facetem. – Do licha, masz rację. – No cóż, to wiele wyjaśnia. Śmiech przyniósł Teddy’emu ulgę, tak potrzebną mu po rozmowie z Peterem Breene’em. Zastanawiał się, czy nie wdaje się przypadkiem w flirt. Z pacjentką zakładu dla obłąkanych. Morderczynią. Oto, do czego doszło, Dolores. Ale nie czuł z tego powodu wyrzutów sumienia, jakby po dwóch długich mrocznych latach żałoby należało mu się trochę niewinnej zalotności. – A co ja bym robiła po wyjściu na wolność? – mówiła Bridget. – Nie wiem, co mnie tam czeka w tym dzisiejszym świecie. Słyszałam o bombach. Bombach, które obracają w popiół całe miasta. I telewizorach. Tak się nazywają, prawda? Krążą pogłoski, że każdy oddział dostanie jeden telewizor i będziemy mogli oglądać przedstawienia w tej skrzynce. To raczej nie dla mnie. Głosy dochodzące ze skrzynki. Twarze w skrzynce. Człowiek i tak każdego dnia dość się nasłucha i naogląda. Po co mu jeszcze jedno źródło hałasu? – Możesz opowiedzieć nam o Rachel Solando? – spytał Chuck. Bridget Kearns dość raptownie zastygła i Teddy dostrzegł, że zwróciła oczy lekko ku górze, jak ktoś, kto przetrząsa umysł w poszukiwaniu prawidłowej odpowiedzi. Napisał w notatniku „kłamstwa” i zaraz zasłonił to ręką. Jej słowa były starannie dobrane, wyraźnie wyuczone. – Rachel jest całkiem miła. Trzyma się na uboczu. Dużo opowiada o deszczu, ale na ogół wcale się nie odzywa. Wierzyła, że jej dzieci wciąż żyją. Uważała, że nadal mieszka w swoim domu, a my jesteśmy sąsiadami, listonoszami, dostawcami, mleczarzami. Nie wiadomo, jaka była naprawdę. Bridget mówiła z opuszczoną głową, a kiedy skończyła, wyraźnie unikała wzroku Teddy’ego. Jej spojrzenie powędrowało w dół; wpatrzona w blat stolika, zapaliła następnego papierosa. Teddy zastanowił się nad jej wypowiedzią i uświadomił sobie, że podany przez nią opis urojeń Rachel niemal dokładnie odpowiada temu, co wczoraj usłyszeli z ust Cawleya. – Jak długo tu przebywała? – Co? – Rachel. Jak długo była z panią na oddziale B? – Ze trzy lata? Chyba coś koło tego. Człowiek traci poczucie czasu. Łatwo o to w takim miejscu. – A przedtem gdzie ją trzymano? – spytał Teddy. – Słyszałam, że na oddziale C, a stamtąd została przeniesiona tu, jak się domyślam. – Ale pewności pani nie ma? – Nie. Ja... człowiek się gubi w tym wszystkim. – Jasne. Czy zaszło coś niezwykłego, kiedy widziała ją pani po raz ostatni? – Nie. – To było w czasie grupy. – Słucham? – Podczas zajęć terapii grupowej. Wtedy widziała ją pani ostatni raz – wyjaśnił Teddy. – Tak, tak. – Kiwnęła skwapliwie głową i strzepnęła popiół z papierosa. – W czasie grupy