Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- On jeszcze nie zaczął cierpieć. - O wszystkim musimy powiedzieć policji. Niech oni zajmują się dalej tą sprawą. To jedyna... - Rób, jak sobie chcesz, do cholery! - wybuchnął. - Ja i tak pojadę. Nadszedł czas, by Delgado odpowiedział za swoje czyny. Zamierzam dopilnować, żeby tak się stało, i nic, co zrobisz albo powiesz, mnie nie powstrzyma; ? XII Uspokojenie Sylvestra Kilmainhama zajęło Derekowi pełne dziesięć minut. Dopiero zostawiwszy mu swój adres i numer telefonu, zdołał się wymknąć. Po wyjściu na ulicę ujrzał Charlotte, czekającą obok jego samochodu oraz Franka stojącego z kamienną twarzą przy landroverze, o dwa miejsca parkingowe dalej. - Co się dzieje? - spytał. - Frank zgodził się zostać na noc w Ockham House. Proponuję, żebyśmy natychmiast wyruszyli do Tunbridge Wells. - Czyli nie idziemy na policję? Derek zdusił słowa protestu, obiecując sobie, że robi to po raz ostatni, i wsiadł do samochodu. Ruszył w stronę Flnchley Road i dopiero upewniwszy się, że Frank jedzie za nimi, zaryzykował kolejne pytanie. - Czy jest jakiś problem? - -Tak. - -Jaki? - - Frank jest problemem. Nie wiem, co z nim zrobić. - Wytłumaczyć mi to, Charlotte. Nie rozumiem. - Tak, oczywiście, przepraszam. Frank zamierza się spotkać z Delgadem. Chce doprowadzić do konfrontacji i wprost zażądać uwolnienia Sam. Ale nie jestem pewna, czy to jest prawdziwy powód. 505 -A więc jaki? - Żeby pomścić Vincente Ortiza. Widziałeś jego twarz, kiedy przeczytał kartkę? /.-..':> - Owszem, widziałem, ale przecież nie zrobiłby tego. To byłoby szaleństwo. - Zemsta jest formą szaleństwa. Beatrix obawiała się, że Frank może być do tego zdolny. I chyba miała rację. - Dobry Boże. - Spojrzawszy we wsteczne lusterko Derek zobaczył Jadącego za nimi landrovera. Twarz Franka zgarbionego nad kierownicą nie wyrażała niczego. - Czy nie pomyślał o bezpieczeństwie twojej bratanicy? -Twierdzi, że bezpośrednie zwrócenie się do Delgada jest najlepszym sposobem na uwolnienie jej. Możliwe, że to prawda, chociaż wiem, że się nie zgadzasz. Ale nawet jeśli tak jest... - Tak? - Boję się o to, co się stanie, kiedy się spotkają. Na rękach Delgada jest krew Vincente Ortiza, i Bóg wie ilu jeszcze ludzi, z którymi Frank walczył pięćdziesiąt lat temu. Czy Frank będzie spokojnie negocjował w sprawie uwolnienia Sam? Nie sądzę. Nawet jej nie zna. Znał za to ofiary Delgada. To byli jego przyjaciele. Będzie o nich pamiętał, kiedy spojrzy w twarz ich kata. - W takim razie nie wolno mu na to pozwolić. W ogóle nie powinien tam jechać. - Jak możemy go powstrzymać? ; ' Derek zatrzymał się w rzędzie pojazdów, czekających na skręt w Finchley Road i jeszcze raz przyjrzał się w lusterku zamkniętej twarzy Franka Griffitha. -Idź na policję. Ostrzeż ich, że Griffith może im przeszkodzić w dochodzeniu. - Nie mogę. On zamierza wyruszyć jutro. Jeżeli skontaktuję się z policją, po prostu przyspieszy wyjazd. Nie jestem nawet pewna, czy potraktowaliby poważnie takie ostrzeżenie. 506 - Musimy ich przekonać. Nie możemy pozwolić, żeby i Frank, i policja polowali na Delgada. Weszliby sobie w drogę, a rezultat mógłby się okazać... - Zgubny dla Sam. Właśnie. ; ' >, .-,•• - Co w takim razie proponujesz? - - Pojadę razem z nim. - Chyba nie mówisz poważnie. - Mówię. Ktoś musi z nim być, Derek, ktoś, kto będzie przywoływał go do rozsądku. Myślę, że jego plan naprawdę może się udać, ale tylko wtedy, kiedy nie dopuści się do głosu złych emocji. - Nie pozwolę ci tam pojechać, Charlotte - oświadczył Derek, zdumiony własną stanowczością. - Frank też mi nie pozwoli. - Charlotte patrzyła prosto przed siebie. - Zwrócił mi uwagę na coś, co przeoczyłam. Bez względu na to, co się stanie, musimy skontaktować się z porywaczami w taki sposób, jakiego zażądali. Wobec tego muszę mieć możliwość odebrania telefonu. - Cieszę się, że Frank zachował przynajmniej resztki rozsądku. - Derek podjechał do skrzyżowania i czekał na przerwę w ruchu. - Chyba że ty zgodziłbyś się odebrać telefon - powiedziała z wahaniem Charlotte. - To znaczy, gdyby zaszła taka konieczność. - Spojrzała na Dereka, wyraźnie niepewna, czy może go otwarcie prosić. - Ja? Ale... Oni myślą, że będą rozmawiać z tobą. Jak zareagują na kogoś obcego? - Nie wiem. Przyznaję, że to ryzykowne, ale nie ma innego wyjścia, jeżeli mam towarzyszyć Frankowi. - Ale nie będziesz mu towarzyszyć. - W sznurze pojazdów ciągnących na południe pojawiła się luka, w którą wjechał, sprawdzając w lusterku, czy landrover jedzie za nimi. -Prawda? - Muszę. Frank postanowił jechać, a ja nie mogę go po- 507 wstrzymać. Nie mogę jednak puścić go samego. Czy mam więc inne wyjście? - Wykluczone. Nie mógłbym na to pozwolić. - Charlotte przytknęła dłoń do czoła. - Jestem wdzięczna za twoją pomoc, Derek, naprawdę. Dziękuję ci za to, że się o mnie troszczysz, ale muszę to zrobić. Nie proszę cię o pozwolenie. Derek nie wiedział, co go popchnęło do takiej decyzji. Czy miał już dosyć ostrożności w życiu? Czy nie chciał dać się zepchnąć na margines myśli Charlotte? A może postanowił poddać się biegowi wydarzeń? W każdym razie zjechał na pobocze, gwałtownie zatrzymał samochód i powiedział: - Niech to diabli! Jeżeli ten stary głupiec musi jechać, to ja z nim pojadę. Charlotte wpatrywała się w niego zdumiona. - Nie, nie. Nie chciałam... Nie możesz! , - Dlaczego nie? Ty musisz zostać, a on... - wskazał palcem za siebie - on musi jechać. A więc, jak powiedziałaś, czy mam inne wyjście? - Ale... Sam nie jest twoją bratanicą. - Nie. A Vincente Ortiz nie był moim przyjacielem. Może to nawet lepiej. - Ale ja nie chcę! To nie... - Już postanowiłem! - Ku zdumieniu Dereka, decyzja podziałała nań jak środek dopingujący. - Załatwmy to, dobra? - Otworzył drzwiczki, wyskoczył i ruszył do lan-drovera, ignorując klaksony i gniewne spojrzenia kierowców. Frank spojrzał na niego marszcząc brwi i opuścił okno. - W co ty grasz, chłopcze? -W twoją grę, Frank, ale nie według twoich zasad. Charlotte powiedziała mi, że zamierzasz wytropić Delgada. - Co ci do tego? 508 - Bardzo dużo. Widzisz, jadę z tobą. - Nie ma mowy. - Frank potrząsnął uparcie głową. Ale Derek również potrafił być uparty. - Tylko pojedź beze mnie, a dopilnuję, żeby policja Usiadła ci na karku, zanim dotrzesz do Hiszpanii