Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Zawsze w pani¹ wierzy³am. Proszê mi daæ znaæ, kiedy mam przyjechaæ do pierwszej miary. Mrs. Sims œcisnê³a jej d³oñ. - O, nie, Mrs. O'hara. To ja do pani przyjadê. I, jeœli pani tak ³askawa, proszê mówiæ do mnie "Daisy". ** ** ** S³oneczne dni nikogo ju¿ nie cieszy³y. W Powiecie Meath rolnicy obawiali siê, ¿e i ten rok bêdzie podobny do minionego. W Ballyhara potrz¹sano g³owami i przepowiadano wszystko, co najgorsze. Czy¿ nie widziano, jak podrzutek wychodzi³ z chaty wiedŸmy? Molly Keenan widzia³a na w³asne oczy. A innym znowu razem Paddy Conroy widzia³ diabelski pomiot, ale ¿e sam szed³ do wiedŸmy, nie zdradzi³ siê z tym nikomu, tylko w œwiêtej spowiedzi ul¿y³ swemu sercu. A czy nie s³yszano, jak puszczyki hukaj¹ w bia³y dzieñ w pobli¿u Pike Corner, a to znowu Mrs. Macgruder zdech³ w nocy cielak_medalista, tak zupe³nie bez powodu. I mimo ¿e w ci¹gu nastêpnych dni pada³o, deszcze nie zatrzyma³y plotek. ** ** ** W maju Colum uda³ siê wraz ze Scarlett do Drogheda, na jarmark, ¿eby wynaj¹æ parobczaków. Pszenica dobrze wzesz³a, trawa prawie ju¿ na tyle podros³a, ¿e mo¿na by³o myœleæ o sianokosach, kartofle piêknie siê zieleni³y zdrowymi listkami. Ca³¹ drogê Colum i Scarlett przebyli w niezwyk³ym milczeniu, ka¿de zatopione we w³asnych myœlach. Colum martwi³ siê niezwyk³¹ ruchliwoœci¹ oddzia³ów milicji w Powiecie. Ca³y regiment mia³ przybyæ do Navan - mówili informatorzy. Dzia³alnoœæ Ligi Krajowej nale¿a³o oceniæ bardzo wysoko - sam Colum by³by ostatnim cz³owiekiem, który nie chcia³by uznaæ zwyciêstwa, jakim by³o obni¿enie dzier¿awnego. Ale strajki bardzo wzburzy³y ziemian. Teraz, jeœli dokonywano eksmisji, to ju¿ bez uprzedzenia i podpalano strzechy, zanim mieszkañcy zd¹¿yli wynieœæ dobytek. S³ysza³o siê, ¿e w p³omieniach zginê³o dwoje dzieci. Nastêpnego dnia jacyœ ¿o³nierze zostali w odwecie pokiereszowani. W Mullingar aresztowano trzech cz³onków Bractwa, wœród których znalaz³ siê Jim Daly. Namawianie do stawiania oporu by³oby rzecz¹ daremn¹, choæby nawet przesiadywa³ w "pubie" dzieñ i noc, i to przez okr¹g³y tydzieñ. Scarlett zachowa³a w pamiêci jarmark tylko z jednego powodu - gdy by³a tam rok temu, spotka³a Retta i Barta Morlanda. Teraz jednak ba³a siê choæby spojrzeæ w stronê koñskiego targu. Kiedy zaœ Colum zaproponowa³ jej przechadzkê po jarmarku, tak tylko, ¿eby wzrok nacieszyæ, omal nie krzyknê³a, ¿e nie, ¿e chce wracaæ do domu. Od dnia, gdy zdradzi³a siê mu z zamiarem poœlubienie Luke'a Fentona, miêdzy nimi zia³a niewidoczna przepaœæ. Wprawdzie Colum zachowywa³ siê poprawnie, lecz jego oskar¿ycielskie, gniewne spojrzenia mówi³y wszystko. To samo z Mrs. Fitz. Có¿ oni sobie myœl¹, ¿e niby kim s¹, by j¹ os¹dzaæ? Có¿ oni wiedz¹ o smutkach i niepokojach, które j¹ trapi¹? Czy¿ nie doœæ im, ¿e gdy przeniosê siê do Londynu, zostawiê im Ballyhara? Przecie¿ w gruncie rzeczy tylko na tym im zale¿a³o. Nie, to niesprawiedliwe. Colum by³ jej prawie bratem, Mrs. Fitz by³a jej przyjació³k¹. Ale tym bardziej zatem powinni jej okazywaæ wspó³czucie. To niesprawiedliwe. Scarlett zda³o siê nagle, ¿e wszêdzie, w oczach wszystkich widzi dezaprobatê, ¿e wszyscy spogl¹daj¹ na ni¹ z wyrazem potêpienia na twarzach, nawet sklepikarze z miasteczka, choæ przecie¿ a¿ w g³owê zachodzi³a, co by tu mo¿na u nich kupiæ, by zasiliæ ich kasy w tych chudych miesi¹cach przednówka. Nie b¹dŸ g³upia - karci³a siê czasami. Wszystko to sobie wmawiasz, poniewa¿ nie jesteœ przekonana o s³usznoœci tego, co robisz. A dobrze robisz. Dobrze ze wzglêdu na Kiciê, dobrze ze wzglêdu na siebie. Poza tym niech ka¿dy pilnuje swego i nie wtyka nosa w nie swoje sprawy. Wszystko j¹ irytowa³o - wszystko i wszyscy z wyj¹tkiem Kici, ale j¹ akurat rzadko ostatnio widzia³a. Pewnego razu nawet wspiê³a siê po paru stopniach sznurkowej drabiny, zaraz jednak zrezygnowa³a i zawróci³a. No nie, przecie¿ jestem dojrza³¹ kobiet¹ - napomnia³a siê. Nie bêdê gania³a za w³asnym dzieckiem, ¿eby siê wyp³akaæ i znaleŸæ pocieszenie. Wobec tego rzuci³a siê w wir zajêæ. Pracowa³a przy sianokosach, szczêœliwa, ¿e ma jakieœ zajêcie, szczêœliwa, ¿e wieczorami, po pracy, bol¹ j¹ rêce i ³amie w nogach. Szczêœliwa, ¿e siano siê uda³o. Z wolna opuszcza³y j¹ obawy, ¿e w tym roku, jak w poprzednim, grozi nieurodzaj. Noc Œwiêtego Jana dope³ni³a radoœci. Ognisko rozpalono wiêksze ni¿ kiedykolwiek, a muzyka i tañce by³y dok³adnie tym, czego potrzebowa³y jej napiête nerwy i nadwerê¿ona dusza, by odprê¿yæ siê i odzyskaæ si³y. Gdy nad polami Ballyhara gromkim echem przetoczy³ siê toast na czeœæ Tej O'hary, Scarlett poczu³a, ¿e wszystko wróci³o na swoje miejsce. Niemniej jednak by³o jej nieco przykro, ¿e odrzuci³a wszystkie zaproszenia tego lata i ¿e nigdzie nie pojedzie w goœci. Ale nie by³o innego wyjœcia, ba³a siê zostawiæ Kiciê sam¹. Teraz jednak czu³a siê bardzo samotna, mia³a za du¿o czasu wolnego, za du¿o czasu, ¿eby myœleæ i martwiæ siê. By³a wiêc bez ma³a szczêœliwa, gdy dosta³a utrzymany w tonie prawie histerycznym telegram od Mrs. Sims: klasztor w Galway nie dostarczy³ na czas koronki, a chocia¿ s³a³a listy i telegramy, nie otrzyma³a ¿adnej odpowiedzi. Scarlett omal siê nie uœmiechnê³a, gdy zaje¿d¿a³a bryczk¹ na stacjê kolejow¹ w Trim. Mia³a ju¿ niejakie doœwiadczenie w toczeniu bojów z Matkami Prze³o¿onymi i by³a zadowolona, ¿e tym razem nie brak jej jasnego powodu do walki. 89. Czasu by³o akurat tyle, by wpaœæ do pracowni Mrs. Sims, uspokoiæ krawcow¹, chwyciæ kartkê z wymiarami i wzory koronek, a nastêpnie pognaæ na stacjê na pierwszy poranny poci¹g do Galway. Scarlett wygodnie usadowi³a siê w fotelu, otwar³a gazetê. Panienko Najœwiêtsza, wiêc to ju¿. "Irish Times" wydrukowa³ w³aœnie zapowiedzi, i to na tytu³owej stronie. Scarlett zerknê³a w stronê towarzyszy podró¿y, by upewniæ siê, czy i oni czytaj¹ tê gazetê. Ubrany w sportow¹ marynarkê mê¿czyzna wetkn¹³ nos w magazyn sportowy. Jakaœ ³adnie ubrana kobieta gra³a z jakimœ ch³opcem - chyba synem - w karty. Tylko ona, Scarlett, czyta³a "Timesa". Obok krótkich zawiadomieñ, kto i kiedy zamierza wst¹piæ w zwi¹zek ma³¿eñski, znajdowa³y siê obszerne komentarze gazety. Scarlett uœmiechnê³a siê, czytaj¹c o Mrs. O'harze, pani na Ballyhara, która jest "cudown¹ ozdob¹ najœciœlejszego grona goœci Jego Ekscelencji" oraz "wyborn¹, pe³n¹ polotu i fantazji amazonk¹". Wziê³a ze sob¹ tylko jedn¹ niewielk¹ walizeczkê, wiêc w drodze do pobliskiego hotelu towarzyszy³ jej tylko jeden baga¿owy. W recepcji k³êbi³o siê od ludzi. - Co tu siê dzieje, u licha? - spyta³a Scarlett. - Wyœcigi - odpowiedzia³ baga¿owy