Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Szybko przestawiła sensory wizualne, przeklinając pospieszną, niedbałą pracę nad jej przebudową, która pozbawiła ją wglądu na niektóre obszary. Sev Bryley blady jak kreda wyłonił się zza jednej ze sztucznych purpurowo-brązowych i bladofioletowych ścian. - Wyciągnę go z ładowni - rzucił, nie patrząc nawet w stronę jej sensorów. - Możesz zatrzymać gaz tylko na tej przestrzeni? - Tak, ale... - Nie mam czasu na szukanie maski. Bryley był już poza windą i Nancia mogła obserwować, jak wolnymi krokami schodzi w dół. Pierś wznosiła mu się i opadała gwałtownie, kiedy chwytał czyste powietrze, aby móc poruszać się w komorze załadunkowej. Nancia utrzymywała drzwi windy uchylone, na tyle tylko, żeby zdołał się przez nie przecisnąć. W tym samym czasie uruchomiła na najwyższych obrotach system wentylacji w komorze, wymieniając jak najwięcej gazu na czyste powietrze. Sev niezgrabnie przepchnął ramiona i plecy przez połówkę drzwi od windy. Nancia uwolniła zatrzask na czas wystarczający, aby zdążył przeciągnąć do niej Caleba. Przez długie sekundy powrotnej jazdy w górę Nancia wciąż podtrzymywała pracę systemu wentylacyjnego na najwyższych obrotach. W momencie kiedy winda dotarła na poziom kabiny, w powietrzu nie było już ani śladu gazu usypiającego. Lecz Sev nawdychał się go tyle, że osunął się na ścianę zbyt odurzony, aby dłużej panować nad sobą i Calebem. - Antidotum? - W korytarzu - odpowiedziała Nancia. - W korytarzu! Nie miała w windzie żadnych pomocniczych urządzeń, więc Sev musiał wydostać się z windy i iść ciężkim krokiem, zataczając się i trzymając ściany. Przynajmniej to była jedna z prawdziwych ścian Nancii. Zaledwie kilka kroków od Seva znajdowało się okienko, gdzie automat wydawał stymulanty i pomoc medyczną. Sev dwa razy odetchnął głęboko czystym powietrzem, sięgnął do płytkiego naczynia w okienku, złapał garść ampułek i zgniótł je pod nosem. - Więcej! - rozkazał. - Już i tak przekroczyłeś przewidzianą dawkę! - Muszę mieć teraz sprawny umysł - mruknął Sev. Czyżby było więcej krwi na kombinezonie Caleba? Nawet nie można było stwierdzić, czym go uderzono i jak poważnie był ranny. Nancia wysłała następną porcję stymulujących ampułek. Sev przełamał je, tym razem ostrożniej, po jednej. Po trzecim głębokim wdechu odłożył resztę ampułek na tacę. - Środki medyczne! - Jakie? - Powiem ci, kiedy się zorientuję. - Klęczał teraz na kolanach, zasłaniając Nancii widok, kiedy odwijał przednią część uniformu Caleba. - Coś do zatamowania krwi... Nie powinno być wiele śladów po szpikulcu... Ach, to... - Tu użył potocznego słowa znanego na Vedze, którego nie było na żadnym dysku Nancii. - Nasyciła go antykoagulatem. I... jeszcze czymś. Zbadaj to! Upuścił oderwany, pokrwawiony kawałek kombinezonu na tacę. Nancia przekazała go do laboratorium medycznego i przesłała w zamian ampułki z preparatem na krzepliwość, który Sev wstrzyknął Calebowi prosto w żyłę. - To powstrzymało krwawienie - powiedział w końcu, wstając na nogi. - Niepokoi mnie jednak barwa jego skóry. Czy to wygląda na zwykłą bladość po gazie usypiającym? - Nie. - Było to jedyne słowo, które zdołała wypowiedzieć. - Też tak uważam. Czy możesz zbadać, co jeszcze było na szpikulcu? - Nie. Jakieś składniki organiczne, ale zbyt złożone dla mnie. - Koncentracja na problemach technicznych pomogła jej zapanować nad głosem. - Nie mam tu odpowiedniego wyposażenia. Skontaktuję się z bazą Murasaki i dowiem o rozmieszczeniu najbliższych służb medycznych. Lecz baza Murasaki mogła jej tylko zasugerować jak najszybszy transport Caleba do najbliższej kliniki planetarnej. Jeśli szpikulec Fassy był nasączony ganglicydem... - To nie był ganglicyd - odrzekła szybko Nancia. - Już by nie żył. Poza tym nikt by czegoś takiego nie zrobił. - Mogłabyś się zdziwić - rozległ się denerwująco spokojny głos mózgu zarządzającego bazą Murasaki. - Ale zgadzam się, może to nie ganglicyd. Są jednak trucizny paraliżujące nerwy, które działają wolniej, ale nie leczone mogą wywołać taki sam skutek. Na podstawie tego, co donosisz o jego konwulsyjnej reakcji, radzę natychmiast zawieźć go do kogoś, kto ma doświadczenie z truciznami działającymi na układ nerwowy i wie, jak je leczyć. - Dzięki - rzuciła Nancia. Sev zawinął Caleba we wszystkie koce, jakie znalazł, ale nic nie powstrzymało ciągłych nerwowych drgawek młodego pilota. Co jakiś czas jego kręgosłup wyginał się do tyłu, a on sam krzyczał w malignie. - Przybyliśmy z bazy Razmak w podprzestrzeni Belatrix. Chyba nie myślisz poważnie, że przetransportuję człowieka w takim stanie przez Osobliwość? - Tak się składa, że na Bahati jest wspaniała klinika - odpowiedział mózg bazy Murasaki