Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wiśki jeszcze nie było, tylko Krystyna i Jola. — Wiśka teraz późno wraca — poinformowała Krystyna — bo sobie pracy szuka. — A co to jej źle było?! — obruszyła się Regina. — Sama chwaliła kierownika, że uczynny. — Może aż zanadto — wyrwało się Joli. Regina nie zwróciła na to uwagi, rozgościła się i zaczęła narzekać: — Teraźniejsze dziewczyny same nie wiedzą, czego chcą. Tyłek im miodem smarować, to i tak kwaśne będzie. Po mojemu pracy nie trzeba zmieniać, bo tu już się osiedziała, chody ma, prędzej sobie co załatwi. Zwierzała mi się, że o mieszkanie będzie się starać, no i kto ją poprze. Ten kierownik, jakiś porządny, obiecywał, że pomoże. Trzeba się go było trzymać. Może wymagalny? Ale za darmo nic nie ma. — Co pani takiego kupiła? — Jola usiłowała odwrócić uwagę rozżartej Reginy od niepokojącego tematu. — Nie kupiłam, tylko podarunek ślubny im przywiezłam — błogość odbiła się na obliczu Reginy. — Znaczy się: panu Krzysiowi i Wiśce. Ot, zobaczcie same — rozwijała kołdrę, nie bacząc na zmieszanie dziewczyn. — Widziałyście kiedy coś takiego? Jedwabny atłas, a w środku sam puch — mlasnęła językiem. — Bardzo ładna — potwierdziła Jola. Regina zwróciła się do Krysiuni: — Szkoda, że mi to wcześniej do głowy nie wpadło. Gdybyś chciała, mogę i dla ciebie taką samą obstalować. Trzy tysiące nie licząc puchu — zastrzegła się. — Przepadłabym jak w zaspie — zaśmiała się Krysiunia. — Dziękuję pani, mama już mi wyszykowała całą wyprawę, a pościel poszyłyśmy razem z koleżankami. — Chwali ci się to, że taka jesteś praktyczna. Za rok Wiśkę będziem wydawać, może się już Stasia wzmocni do tej pory, a ja także samo ją wspomogę. Ta kołdra jest na początek. Chyba się twojemu braciszkowi spodoba. No, co się tak na mnie patrzysz? Trzasnęły drzwi od korytarza, zatętniły spieszne kroki. Wiśka. Ciotka wyciągnęła do niej na powitanie obie ręce i zahuczała donośnie: — Doczekać się już nic mogłam. U matki się nie pokazujesz, a że miałam do ciebie interes, więc sama przyjechałam. Pracę zmieniasz? 210 Wiśka kiwnęła głową, patrząc na rozłożoną kołdrę i na dziwaczne miny koleżanek. Regina podchwyciła to spojrzenie i pojęła w !ot' ° co chodzi: — Widziałaś ty w życiu coś takiego? Pewn0' ze nie- A to twoje. — Jak to moje? Regina wypięła biust, zadarła głowę i palcem stukając się w piersi, uzupełniła: — Prezent ode mnie dla was, znaczy dla ci^ie ' Pana Krzysia. Żeby wam się dobrze i zgodnie spało. No chodź, podziękuj! Wiem, że się nie spodziewałaś, ale nie patrz się tak na mnie C\°^'d ° was wszystkie zadba... Wiśka przez chwilę parzyła osłupiała to na kołdrę, to na Reginę, a zrozumiawszy, zawróciła na pięcie i uciekła Słycnac było, jak łomotały schody, tak pędziła w dół, byle dalej od ciotki, oc* kołdry, od współczujących spojrzeń koleżanek, 0(j [eg0 wszystkiego, °^ siebie... Regina całkowicie zbaranja]a. Otworzyła usta, wytrzeszczyła oczy. — A tę co ugryzło?! Wściekła się czy m^ zamiar?! Te Maszczaki wszystkie jakieś zwariowane. Fiu-bździu we łt»ie i nic więcej... Jola przycupnęła przy mej, wzjęja ją za rCkę. — Niech się pani na Wiśkę nie gniewa__ poprosiła serdecznie. — Jej naprawdę teraz niełatwo. Widzi pani, oni zerkali ze sobą. — Kto zerwał, na litość boską?! Wiśka i p3n Krzysio?! Toż niemożliwe! Toż sama widziałam na własne oczy, jak ofli '&na ^° Sie^ie — szukała wzrokiem ratunku u Krystyny, a]e ta tylko kiwa^a gl°wą. — A czegóż oni zerwali? Może pan K-rzys'° widział, że moja siostrzenica niebogata i dlatego? __ wyprostowa*a się wojowniczo. — Wstydu dziewusze narobił, a teraz jak liszka og0nem ślady zamiata? O, nie będzie tak, sama się z nim porozmawiam... Obie dziewczyny się zlękły. Z deszczu pod rynne- (~° powiedzieć, żeby Wiśki nie oskarżać, a nie dopuścić do rozróby- Regina była groźna. Pojedzie do Dęblina i uradzi nad Krzyśkiem sad polowy. Krystyna aż przyklękła przed Reginą, objęła ją. usiłując utrzymać na krześle, bo rozsrożona ciotka podrywała się iuz' a^y 'cc>eć, bronić, strofować, rozstawiać po kątach. — Brat jest w porządku, Wiśka chyba tez mówiła spiesznie Krysiunia. — Niech się pani tak nie denerwuje Postanowili się rozejść. Lepiej teraz niż potem. — Tego tylko brakowało! — sapnęła Regir>a 211 — No widzi pani. Szkoda tej kołdry i pani fatygi, ale może znajdzie pani dla niej lepsze zastosowanie. — A pewno, pewno. Co to ja własnych dzieci nie mam? Chciałam temu nicponiowi dać, bo się poczuwam, żeby jej matkować, ale skoro tak, figę powącha