Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Nic im nie mówcie, towarzyszko! - wrzasnął fotoreporter przez ramię. - Niech żyje partia! Wahadłowe drzwi zamknęły się za nim. Agent poprowadził Kate w głąb korytarza. Zatrzymał się przed drzwiami oznaczonymi numerem 141, zapukał i poczekał, aż ktoś je otworzy od środka. Dunn myślała, że znajdzie się w maleńkim pokoju przesłuchań o nagich betonowych ścianach, z odrapanym metalowym stolikiem i dwoma krzesłami, zalanym jaskrawym blaskiem jarzeniówek. Tymczasem weszła do przyjemnie urządzonej sali z miękką wykładziną na podłodze. Na jej widok z foteli podniosło się kilka osób. Poczuła się jak w Zielonej Sali studia telewizyjnego, gdzie nagrywano różne dyskusje. Na stoliku pod ścianą stały termosy, filiżanki i talerzyki z herbatnikami. - Witamy, panno Dunn - powiedziała kobieta w średnim wieku, wyciągając rękę na powitanie. Miała na sobie elegancką garsonkę. Większość osób nosiła na piersi identyfikatory z wypisanymi nazwiskami, tylko paru mężczyzn ich nie miało. - Nazywam się Eve Fitzgerald. Będę pani łącznikiem podczas wizyty w Langley, która zapewne nie potrwa dłużej niż parę godzin. Fitzgerald zaczęła przedstawiać kolejne osoby. Jedna była z departamentu stanu, inna z Białego Domu. Nazwiska nic Kate nie mówiły, były jednak wydrukowane wielkimi literami na identyfikatorach oznaczonych czerwonym napisem: GOŚĆ. Łączniczka nie przedstawiła tylko tych ludzi, którzy ich nie nosili. Żaden z “gości” nie był pracownikiem CIA. Kate to rozśmieszyło. Poczuła się jak odtwórczyni drobnej rólki w tandetnym filmie szpiegowskim. Poprosiła o herbatę i rozsiadła się wygodnie na kanapie. - Na pewno zdaje pani sobie sprawę, panno Dunn - zaczęła Eve - że to spotkanie jest rejestrowane. - Kate przytaknęła ruchem głowy. - Nie ma pani nic przeciwko temu? Zachichotała. - Czuję się tak, jakbyście zamierzali mi odczytać moje prawa tuż przed aresztowaniem. Fitzgerald uśmiechnęła się blado. - Zapewniani panią, że nic, co pani powie, nie zostanie wykorzystane przez władze amerykańskie przed żadnym sądem. Szczerze mówiąc - dodała z uśmiechem -jeśli chce pani zażądać immunitetu przed ściganiem za niezapłacone podatki czy inne wykroczenia, powinna to pani zrobić właśnie teraz. Kilka osób przyjęło to głośnym śmiechem. Atmosfera wyraźnie się rozluźniła. - Domyślam się, że mój kamerzysta Woody nie dostanie takiej propozycji - odpowiedziała z uśmiechem Kate. - Trzeba by go tu przetrzymać kilka dni, zanim by się do czegoś przyznał. - Znów rozległy się chichoty. - Ale odpowiadając na pani pytanie, tak, zgadzam się na rejestrację tej rozmowy. - Wspaniale. Przy okazji chciałabym pani podziękować za współpracę. Na pewno jest pani zmęczona, tym bardziej więc musimy wyrazić wdzięczność, że zechciała pani tu przyjechać. Kate postanowiła tego nie komentować. Wyobraziła sobie tylko, jak zareagowałby na to Woody. - Pozwoli pani, że zapytam, w jakim celu mnie ściągnęliście? - Oczywiście, panno Dunn - odezwał się mężczyzna siedzący obok Fitzgerald. - To żaden sekret. Najpierw jednak chcielibyśmy uzyskać pani zgodę na to, żeby temat naszej rozmowy, a nawet sam fakt pani pobytu w Langley, pozostał tajemnicą. Osiągnęlibyśmy, że się tak wyrażę, obopólne porozumienie. Atmosfera była tak sympatyczna, wręcz przyjacielska, że Kate chciała już wyrazić zgodę, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. - No cóż... Nie jestem pewna, czy powinnam się na to godzić - powiedziała z ociąganiem. Przez chwilę wszyscy patrzyli na nią w milczeniu. Najwyraźniej byli rozczarowani, że nie chciała odpłacić im taką samą uprzejmością. Siedzący naprzeciwko mężczyzna bez identyfikatora pokiwał głową. - Bardzo dobrze. Ma pani do tego prawo. Spojrzał na drugiego tajniaka, zajmującego miejsce w fotelu nieco z boku. Tamten zagadnął: - Panno Dunn, wszyscy z zainteresowaniem śledziliśmy pani reportaże z Moskwy. Pozwolę sobie zauważyć, że były pierwszorzędnej jakości. Ma pani wyjątkową umiejętność łączenia zwięzłych, rzeczowych komentarzy z szerszym, perspektywicznym spojrzeniem na reperkusje omawianych wydarzeń. Należą się pani najwyższe słowa uznania, i to od ludzi, którzy na co dzień zajmują się oceną jakości dostarczanych materiałów informacyjnych. Wszyscy pokiwali głowami, ale nikt inny się nie odezwał. - Bardzo dziękuję - powiedziała Kate. - Co zrozumiałe, spośród wszystkich doniesień z Rosji szczególnie zainteresowały nas materiały dotyczące ruchu anarchistycznego, a przede wszystkim Walentyna Karcewa. - Dunn potaknęła. Nie było to dla niej żadnym zaskoczeniem, lecz mimo woli wzdrygnęła się na brzmienie tego nazwiska. -Zimno pani? - spytał zdziwiony agent. - Nie - bąknęła zmieszana Kate. Mężczyzna odchrząknął. Dunn zerknęła w róg pod sufitem, ale nigdzie nie zauważyła kamery. - Chcieliśmy zadać pani kilka pytań, w większości raczej niewinnych, dotyczących różnych szczegółów spotkań z Karcewem, które mogą się pani wydać nieistotne. Szczerze mówiąc, chyba naprawdę są nieistotne. Ale i tak musimy je zadać, bo nigdy nie wiadomo, które informacje w przyszłości mogą się przydać. Czy to jasne? - Kate skinęła głową. - Większość obecnych w tym pokoju musi wracać do swoich pilnych zajęć, dlatego na początku chciałbym od razu zapytać o podróż do syberyjskiego obozu szkoleniowego, jaką odbyła pani razem z Karcewem. - Kate znowu pokiwała głową i przełknęła ślinę. - Wszyscy widzieliśmy pani reportaż z tej podróży. Interesuje nas głównie to, czy Karcew został w obozie, kiedy pani wyruszyła w drogę powrotną do Moskwy. Wszyscy wbijali w nią spojrzenia. Wzruszyła ramionami i odparła: - Nawet nie wysiadałam z samochodu