Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Cesarzowi potrzebna była przychylność potężnego i wpływowego rodu hrabiów tuskulańskich. Istotnie Konrad nie zamierzał odmówić zatwierdzenia, mimo zastrzeżeń dostojników dbałych o powagę najwyższej władzy w chrześcijaństwie; były mu nawet na rękę, tym bardziej uzależniając od niego nowego papieża. Zajęty tymi sprawami przestał się troszczyć o sprawy polskie. Odebra- nie Milska i Łużyc zabezpieczało wschodnią granicę, nawet gdyby Mieszko pojednał się z Ottonem, któremu cesarz niezbyt ufał. Mieszko również nie ufał zmiennemu lekkoduchowł, zwłaszcza że znał jego uległość wobec Rychezy. Pewny był, że to z jej poduszczenia Otto wyznaczył nagrodę za głowę Bolka. Niemniej wahał się, czy przed rozpoczęciem działań nie próbować zawrzeć z nim ugody, ofiarowując mu zarząd Kujaw, a tym samym usunąć niepewnego człowieka z naj- bardziej zagrożonych granic, krajowi oszczędzić nowego roz- lewu krwi i zniszczeń, a zarazem poróżnić Ottona z Ryche- zą. Czas naglił, jesień już była w pełni, a wojska zgroma- dzone 'nad Prosną gotowe do działania. Mimo że zdrowie nadal Mieszkowi nie dopisywało, a gnę- bił niepokój o Bolka, zebrał się i ruszył do Gniezna, za- mierzając prosić arcybiskupa o pośrednictwo. W mglisty » 359 « wieczór zajechał do dworca na Panieńskim Wzgórzu, sa- motnie spożył wieczerzę, ale choć wyczerpany był, sen go nie brał. Lękał się, że znowu czeka go bezsenna noc, po której wyzbyty z sił, pragnął już tylko zaszyć się gdzieś z dala od ludzi i nie myśleć o niczym. Coraz częściej nacho- dziła go chęć zdania władzy Bolkowi/ wstrzymywała go tylko świadomość, że zmiana władcy w niepewnym położe- niu pogrążyłaby kraj w zamęcie. Póki sił i życia starczy, musi wszystko uczynić, by zjednoczyć kraj i zrzucić ce- sarskie zwierzchnictwo. Pachołkowi, który przyszedł po- zbierać statki po wieczerzy, polecił wezwać szatnego. Cze- kając na niego siedział wpatrzony w płonący sną kominie ogień i poczuł, że ogarnia go senność. Z ulgą zmrużył oczy i był już na pograniczu świadomości, gdy rozległo się pu- kanie! Poderwał się, serce zabiło mu przyspieszonym tęt- nem. Gniewnie zawołał: — Wejść! Uświadomił sobie jednak, że sam wezwał szatnego, poha- mował rozdrażnienie i rzekł tylko: — Długo niechasz czekać na siebie. — Wybaczy, wasza miłość — odparł szatny — ale wzy- wał mnie pan Bożęta. Pytał zali już spoczywacie, bo u niego bawi poznański biskup, jen pilnie żąda posłuchania. Mieszko zamyślił się. Wiedział, że nierychło zdoła znowu zwabić sen. Zamiast leżeć w ciemności rozmyślając po co przyjechał Paulinus, lepiej dowiedzieć się. — Idzi przeto do pana biskupa — rozkazał — i rzeknij, że przyjmę go zaraz. Gdy szatny wyszedł, Mieszko wstał i chodzić jął po świe- tlicy. Sen odbieżał go zupełnie, usiłował odgadnąć, po co przybywa Paulinus. Może przysyła go Otto, i jemu zapewne korzystniejszą zda się ugoda z bratem niż walka, by w razie przegranej znowu z kraju uchodzić na łaskę i niełaskę obcych. Nie czekał długo, gdy w sieni rozległy się głosy. W jed- » 360 « nym z nich poznał głos arcybiskupa Bożęty i gdy weszli, do niego zwrócił się, mówiąc: — Wybaczy wasza dostojność, że nie pośpiałem was po- witać, ale zdrożony jeśm. — Nie stoję o to — odparł metropolita — i nie zakłócał- bym waszego spoczynku, ale brat Paulinus prosił mnie o po- średnictwo, a mam takoż o innych sprawach do pomówienia. Mieszko pomyślał, że nie pora w obecnym położeniu ko- ścielnymi sprawami się zaprzątać, ale powiedział tylko: — Słucham tedy, który z waszych wielebności zechce za- brać głos. Arcybiskup ręką wskazał na Paulinusa, który przemówił: — Miłościwa pani Rycheza zleciła mi oznajmić, jako ni- czego przeciw waszej ugodzie z bratem przedsięwziąć nie zamierza, w dowód czego najemników swych odprawiła, by nikto nie mógł rzec, iże z jej przyczyny krew krześcijańska się polała. — Rad to słyszę — odparł Mieszko — mniemałem jedna- kowoż, że to z jego ramienia przychodzicie, do tej pory bowiem Otto do mnie o pojednanie się nie zwrócił. Zali królowa z nim to uzgodniła? Biskup nieco zdziwiony odparł: — Nijak uzgodnić nie mogła, królewic Otto bowiem je- szcze z wyprawy nie wrócił, ale królowa wiadomość ma pewną, iże z waszą miłością ułożyć się zamierzył. — Z jakowej wyprawy? — zapytał Mieszko gniewnie marszcząc brwi. Jeżeli Otto wszczął walkę, by wymusić od opornych uznanie, w poselstwie Rychezy może, ukrywać się podstęp. Odpowiedź biskupa uprzedził jednak Bożęta: — Zwólcie, że ja wyjaśnię, bo i w tej sprawie przychodzę. Królewic Otto przeciw chąśnikom pociągnął, którzy oprawą wyznaczone majętności miłościwej pani i międzyrzeckiego klasztoru spustoszyli. Może i nie wiedział, że syn wasz po- mocą i osłoną służył łupieżcom. Aliści tak się okazało, i nie Ottonowi za złe można poczytać, że kościelnego mienia bro- nić zamierzył. » 361 « Mieszko słuchał zmieszany i zaskoczony. Zrozumiał, w ja- kiej sprawie przyszedł arcybiskup. Już poprzednio żalił się, że Bolko z pogańskimi zbiegami w porozumienie wchodzi. Teraz zaś wprost zadarł z Kościołem. By uciąć sprawę, po- wiedział: — Upewnić mogę waszą dostojność, że międzyrzeckiemu zgromadzeniu wszelkie straty wynagrodzę, dołożył Bolko ręki do chąśby lubo nie. Arcybiskup jednak widocznie nie zamierzał na tym po- przestać, skinął głową, i rzekł: — Znana jest hojność waszej miłości dla sług Bożych. Onże erem sławnej pamięci rodzica waszego szczodrobliwo- ści uposażenie swe zawdzięcza i nie o to upomnieć się przy- chodzę. — Wiem — uciął Mieszko — ale nie czas o tym mówić. Ja to waszą wielebność prosić zamierzyłem, by jednaczem był między mną a bratem. Otto, słyszę, przeciw Bolkowi po- ciągnął, a nietajne mi, że nagrodę za jego głowę wyzna- czył