Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Kilka godzin kiepskiego snu w limuzynie sprawiło, że nie mogłem usiedzieć w miejscu. Wszystko w tej sytuacji nagle znów mnie irytowało. Złościł mnie fakt, że nie potrafię znaleźć rozwiązania problemu śmierci Bancrofta i że wróciłem do palenia. Miałem wrażenie, że to będzie zły dzień, choć nawet jeszcze nie wstało słońce. – Myślałeś o tym, co zrobisz, kiedy będzie po wszystkim? – Nie – odpowiedziałem ponuro. Znaleźliśmy automaty przy uliczce schodzącej w dół do brzegu na jednym z końców miasta. Najwyraźniej zostały zainstalowane z myślą o plażowiczach, ale rozsypujące się budki, w których je umieszczono, sugerowały, że interesy nie szły lepiej niż w firmie Elliotta. Trepp zaparkowała samochód przodem do morza i poszła po kawę. Przyglądałem się przez okno, jak kopie i szturcha maszynę. W końcu wydobyła z niej dwa plastikowe kubki. Przyniosła je z powrotem do samochodu i podała mi jeden. – Chcesz ją wypić tutaj? – Tak, czemu nie? Zerwaliśmy osłony z kubków i przysłuchiwaliśmy się, jak syczą. Mechanizm nie grzał zbyt mocno, ale kawa smakowała przyzwoicie i zdecydowanie wywołała pożądany efekt. Czułem, jak zmęczenie znika. Wypiliśmy ją powoli, przyglądając się przez szybę morzu, zanurzeni w całkowitej ciszy. – Kiedyś zgłosiłam się na Emisariusza – powiedziała nagle Trepp. Rzuciłem jej zaciekawione spojrzenie. – Tak? – Tak, dawno temu. Odrzucili mnie z powodu profilu psychologicznego. Powiedzieli, że mam zbyt małą skłonność do lojalności. – Da się zauważyć – mruknąłem. – Nigdy nie byłaś w wojsku, prawda? – A jak myślisz? – Spojrzała na mnie, jakbym zasugerował właśnie, że molestowała seksualnie dzieci. Zachichotałem. – Tak myślałem. Widzisz, rzecz w tym, że szukają ludzi o skłonnościach psychopatycznych. Dlatego właśnie większość rekrutów biorą z wojska. Trepp wyglądała na zbitą z tropu. – Ja mam skłonności psychopatyczne. – Jasne, nie wątpię, ale chodzi o to, że liczba cywili z tymi skłonnościami i poczuciem przynależności do grupy jest dość ograniczona. To przeciwstawne wartości. Szanse, że naturalnie rozwiną się w jednej osobie, są bliskie zeru. Tymczasem szkolenie wojskowe w jakimś stopniu narusza naturalny porządek. Łamie wszelkie bariery zachowań psychopatycznych, równocześnie budując fanatyczną lojalność wobec grupy. Transakcja wiązana. Żołnierze stanowią idealny materiał na Emisariuszy. – Kiedy cię słucham, dochodzę do wniosku, że miałam farta. Przez kilka sekund wpatrywałem się w horyzont, wspominając. – Tak. – Osuszyłem resztki kawy. – Dobra, wracajmy. Gdy wracaliśmy w milczeniu wzdłuż promenady, coś zmieniło ciszę panującą między nami. Coś, co podobnie jak stopniowo narastający blask świtu na zewnątrz samochodu nie dawało się zignorować, ale i uchwycić. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Irene Elliott czekała, oparta o bok limuzyny, patrząc w morze. Nie było śladu po jej mężu. – Lepiej tu zostań – powiedziałem do Trepp, wysiadając. – Dzięki za kawę. – Jasne. – Więc pewnie będę widział cię we wstecznym ekranie? – Wątpię, żebyś w ogóle mnie zauważył, Kovacs – stwierdziła radośnie. – Jestem w tym lepsza od ciebie. – To się zobaczy. – Jasne, przekonamy się. Do zobaczenia. – Kiedy zacząłem odchodzić, podniosła głos. – I nie spieprz tej akcji. Nie chcielibyśmy, żeby do tego doszło. Wycofała samochód, a potem poderwała go w powietrze pokazowym skokiem, rozrywając ciszę wyciem turbin. Ledwie wzniosła się nad nasze głowy, przechyliła pojazd na burtę i odleciała nad ocean. – Kto to był? – W głosie Irene Elliott słychać było chrypkę, która brzmiała jak efekt zbyt dużej dawki płaczu. – Wsparcie – powiedziałem nieobecnym głosem, przyglądając się pojazdowi Trepp lecącemu nad wrakiem lotniskowca. – Pracuje dla tych samych ludzi. Nie martw się, to przyjaciel. – Może twój przyjaciel – gorzko rzuciła Elliott. – Mój nie. Podobnie jak nikt z tych, z którymi pracujesz. Spojrzałem na nią, potem znów na morze. – Jasna sprawa. Cisza, jeśli nie liczyć szumu fal. Elliott przesunęła się, wciąż opierając o polerowaną blachę limuzyny. – Wiesz, co się stało z moją córką – powiedziała grobowym tonem. – Cały czas o tym wiedziałeś. Kiwnąłem głową