Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Ale pod spodem było jeszcze post scriptum! Na- mów Artura - te dwa słowa miały całkowicie zmienić tok mego życia". Artur popędził do Warszawy po to tylko, by dowiedzieć się, iż Joasia ma romans z dwukrotnie od niej starszym malarzem. Tym większego poniżenia doznał, gdy werbowała go do pomocy w aranżowaniu swych schadzek. Prawie siedemdziesiąt lat później stwierdził, że jej "chłodny egoizm [...] okazał się za- raźliwy [...] nic już nigdy nie wywarło takiego wpływu na mój charakter. Z rozdartego miłosnymi cierpieniami Wertera po przyjeździe do Warszawy przeistoczyłem się w cynicznego nicponia". Ale czyż ten zawiedziony w miło- ści Werter nie był wplątany, dokładnie w tym samym czasie, w erotyczne przy- gody przynajmniej z dwiema innymi kobietami - panią Kurt i byłą żoną dra- matopisarza, a może i z Juliuszem? Czyż nie jest możliwe, że Joasia dowiedzia- ła się od brata o romansach Artura? Jeśli tak było, czyż nie mogła czuć się znie- ważona deklaracjami o dozgonnej miłości i aż paliła się, by się zrewanżować? Podwójne życie erotyczne mężczyzn pokolenia Rubinsteina było tak głęboko zakorzenione, że żadne z tych pytań nie przyszło mu nawet do głowy ani w czasie, gdy wydarzenia te miały miejsce, ani w ciągu następnych dziesięcio- leci. Uważał się za jedyną zranioną stronę w tym układzie i wykorzystywał tę ranę jako usprawiedliwienie wszystkich przyszłych niegodziwości w stosunku do kobiet. Stał się homme a fammes i Don Juanem - i miał do tego prawo, jak są- dził, ponieważ został potraktowany niecnie przez Joasię Wertheim. Pomimo doznanego rozczarowania zagrał na przyjęciu u Wertheimów i zdobył gromkie brawa. Podobało mu się również bogate - stylem przypomi- nające cyganerię - życie towarzyskie Wertheimów, wokół których obracała się kultura muzyczna Warszawy. Dziadek Juliusza ze strony ojca, także Juliusz, był właścicielem Warszawskiej Kompanii Cukrowniczej, do spółki z Leopol- dem Julianem Kronenbergiem, który, razem z Młynarskim i Rajchmanem, ufundowali Filharmonię Warszawską. Ojciec Juliusza, pięćdziesięciodwuletni Piotr Wertheim, którego Rubinstein nazywa Pawłem Hermanem, był dobrze prosperującym bankierem i bratem przyrodnim Karla Tausiga, ulubionego ucznia Liszta i Wagnera. Według Stefana Spiessa, Piotr był znanym warszaw- skim ekscentrykiem. Mały, ślepy na jedno oko, "wyglądał groteskowo"- wspomina Maria Kempińska, kuzynka Juliusza w drugim pokoleniu, która w 1991 roku nadal pamiętała rodzinę z czasów I wojny światowej. Piotr łatwo wpadał w gniew i terroryzował rodzinę. Żona, Aleksandra Klementyna, z domu Leo - w pamiętnikach Rubin- steina Magdalena Herman - była córką Edwarda Leo, wydawcy głównego dziennika - "Gazety Polskiej' i bliskiego przyjaciela Henryka Sienkiewicza. Pani Wertheim miała piękny głos i wielką wrażliwość artystyczną, jak twier- dził Spiess, śpiewała nawet ze sławnym Battistinim w przedstawieniu Re- quiem Verdiego. Artur czasem akompaniował jej podczas zaimprowizowa- nych wieczorków muzycznych. (Na jednej stronie autobiografii Rubinstein pisze, że "miała miły głos i śpiewała z wyczuciem', ale dwie strony dalej wspomina, że "głos miała nie najlepszy, a interpretację amatorską". Konse- kwentnie jednak twierdził, że chociaż jej technice można było wiele zarzu- cić, był jej wdzięczny, że zapoznała go z repertuarem polskich, rosyjskich i francuskich pieśni, a nawet z rzadko wykonywanymi Lieder eines fahren- den Gesellen Gustawa Mahlera, który wtedy, w wieku czterdziestu trzech lat, lepiej znany był jako dyrygent wiedeńskiej Opery Cesarskiej niż jako kom- pozytor.) Fizycznie była atrakcyjna, "dowcipna choć trochę histeryczna" - pi- sze Spiess - i przesadnie dumna z syna i dwóch córek. (Lili, zwana zdrob- niale Lilka - "Pola" w pamiętnikach Rubinsteina - była starsza od Joasi i już zamężna, gdy Rubinstein poznał Wertheimów). "Rodzina oddająca się wza- jemnej adoracji, rozpływająca się w zachwytach nad sobą. Tym przerafino- wanym naturom, nie przestrzegającym przyjętych form i konwencji, sprzy- jała wielka swoboda finansowa' - pisze Spiess