Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Następnie wysuszyła rzeźbę i zaniosła z powrotem na nocny stolik. Wsunęła się w pościel i spojrzała na twarz barda. Nie była pewna, czy kąpiele nie zaszkodziły posążkowi, bo bard teraz wydawał się patrzeć prosto na nią, a kąciki jego ust zginały się w leciuteńkim uśmiechu. - Jestem szurnięta - powiedziała do siebie i zgasiła światło - szurnięta jak Marcowy Zając - porównanie rozbawiło ją i wyobraziła sobie siebie samą na herbatce z Kapelusznikiem, więc parsknęła śmiechem w poduszkę. Tym razem była pewna, że to już nie jest sen. Mężczyzna siedział obok, na skraju łóżka, i z uśmiechem bawił się jej rudymi włosami. Zaplątywał je sobie wokół palca i rozplątywał. Poczuła nieprawdopodobny wręcz strach, ale wtedy delikatnie dotknął jej policzka. - Nic bój się, moja pani - powiedział, starając się nadać głosowi miękkość - przecież mówiłem ci, że krew to życie i krew to miłość... Nie mogła pohamować drżenia dłoni ani bicia serca. Zaschło jej w ustach. - Nie przybyłem, aby wyrządzić ci jakąkolwiek krzywdę - jej strach wyraźnie go przygnębiał - jestem po to, by ci służyć. - By mi służyć? - zdołała wyjąkać. - Twoja krew pulsuje w moich żyłach, bicie twego serca jest biciem mojego serca. Patrz... Ujął delikatnie jej dłoń i przyłożył do swojej klatki piersiowej, potem wziął drugą dłoń i położył tuż pod lewą piersią Deidre. Poczuła, że oba serca - jej i Lancet – biją jednym rytmem. - Kim jesteś? - powtórzyła, ale teraz to pytanie było dużo poważniejsze niż tam to zadane, jak by się mogło wydawać, przez sen. - Jestem Lance - odparł i zobaczyła w jego oczach nieskończony ból. I wtedy nagle ujrzała go jakby był kimś innym. Trwało to tylko moment, chwilę nie dłuższą niż ta, która pozwala na zmrużenie powiek albo na jedno uderzenie serca. Zobaczyła go w srebrnej, stalowej zbroi i w hełmie. Jasne włosy sypały się na lśniące naramienniki, u boku tkwił miecz o inkrustowanej złotem i szlachetnymi kamieniami rękojeści. - Lancelot - powiedziała olśniona - jeden z rycerzy Artura! I znowu widziała już tylko smutnego, jasnowłosego olbrzyma w zielonym kubraku. - Inni zginęli, szukając świętego Graala - rzekł i słyszała w jego głosie ból - walczyli z Morganą i Mordredem, a ja zawiodłem. Szukałem doczesnych rozkoszy i oszalałem z miłości dla królowej. Zdradziłem mego władcę, uwiodłem jego żnę i zabiłem sir Gawaina, mego przyjaciela i najszczodrzejszego wśród ludzi. Gdy ginął Artur, mnie nie było w słodkiej Anglii - niezauważalnie zaczął mówić z tak silnym akcentem, że prawie go nie rozumiała - więc, kiedy mój król umarł, tylko ja jeden nie ruszyłem z nim na zielone pola Avalonu... - Dlaczego tu jesteś? - ośmieliła się mu przerwać. - By odkupić grzechy - powiedział znów wyraźnym głosem - by dawać, a nie brać. By służyć, a nie rządzić. By słuchać, a nie żądać. By myśleć o innych, a nie o sobie. - Och, Lance - przytuliła go do siebie, czując jego ból i tęsknotę tak wyraźnie, jak gdyby były jej bólem i jej tęsknotą. Dni do przyjazdu Reggiego, które spędziła w towarzystwie Lancelota, były najpiękniejszymi chwilami w jej życiu. Czasami wydawało się, że są tak cudowne, iż mogą być tylko bajką. Otoczył ją opieką i czułością, a w każdym momencie zdawała sobie sprawę z jego miłości i pożądania. Kiedy usypiała, wiedziała, że patrzy na nią, a jego palce delikatnie trącały struny lutni. Kiedyś zauważyła, że przestał grać, ale muzyka trwała nadal i kołysała ją do snu. Telefon od Reginalda odebrała tylko raz, pomimo że często słyszała awanturujący się dzwonek. Ale nie miała zamiaru rozmawiać z człowiekiem, który teraz wydawał jej się obcy i odległy. Tak więc tylko raz zeszła do salonu, by podnieść słuchawkę i wysłuchała całej litanii narzekań. Gdzieś tam czuła też w jego głosie zaniepokojenie, a pod tym zaniepokojeniem kryła się groźba. Nie mógł sobie pozwolić na mówienie o malej dyskusji lub poważnej rozmowie, gdyż był za daleko, ale wiedziała, że rośnie w nim chęć, aby sprowadzić ją z powrotem na ziemię i przypomnieć o małżeńskich obowiązkach. Nie rozmawiała z Lancelotem o swoich kłopotach, a on nigdy już nie wrócił do tematu odkupienia win