Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Jeżeli już, to wychodzili z nich silniejsi. Najpierw wciąż wzbudzająca w nim zażenowanie klęska z Dionysem potem, inne nieudane próby przejęcia kontroli nad terenem. W Norau cały czas funkcjonowały neutralne grupy opierające się integracji z ZWS, które równocześnie nie chciały jednak opowiedzieć się po stronie Nowego Przeznaczenia. A projekcje wskazywały, że przy aktualnym przyroście ludności ZWS i liczebności armii vv przyszłości również nie było możliwości, by inwazja miała większe niż pięćdziesięcioprocentowe szansę powodzenia. Doprowadzało go to do szaleństwa. Podniósł głowę akurat w chwili, gdy w powietrzu pojawił się przed nim awatar Demona. Spróbował się nie skrzywić. - Tak, lordzie Demonie? - zapytał. Demon był, jak wskazywał jego przydomek, istotą dość chaotyczną. Zawsze warto było pozostawać z nim w dobrych stosunkach, jeśli w ogóle coś takiego wchodziło tak naprawdę w grę. - Z tego, co słyszałem, odniosłeś w Norau kolejną porażkę - zagrzmiał gość. Nie dało się stwierdzić, jak naprawdę wyglądał pod swoją czarną zbroją, poza tym, że miał przesadnie wielkie rozmiary. Zbroja tworzyła pełną płytową osłonę ciała od rogów na hełmie, przez kły, aż do pazurów na butach. Wedle plotek istota wewnątrz stanowiła po prostu jej mniejszą wersję. - Zechciałbyś zdradzić mi szczegóły? - Nie bardzo - cierpko odpowiedział Chansa, po czym wzruszył ramionami. - Harzburg to miasto o pewnym znaczeniu strategicznym w moim scenariuszu inwazji na Norau. Próbowałem przejąć je przez pośredników. Dostarczyłem im trochę energii, broni i instrukcji. Próbowali zdobyć miasto. Zawiedli. - Znów Edmund Talbot? - zapytał drwiąco Demon. - Wysłał jednego, jednego cholernego Pana Krwi i rok pracy poszedł w diabły. - Ten człowiek jest niepoprawny - zgodził się Demon. - Ale szkoli dobrych podwładnych. A ja zawsze uważałem, że właściwy ich dobór jest ważnym elementem wszystkich działań. Rada, pomimo całej swojej siły jako grupa, nie potrzebowała podwładnych, więc nie dziwi mnie, że masz mniej... doświadczenia w obchodzeniu się z nimi. W związku z tym - mówił dalej i wskazał miejsce obok siebie, gdzie w powietrzu zmaterializował się drugi awatar - chciałbym ci zarekomendować usługi mojego protegowanego, brata Connera. - Czynisz mi wielki zaszczyt, nazywając tym mianem, panie - odezwał się mężczyzna. Był wysoki, ale najwyraźniej kompletnie nie-Przemieniony, o szczupłym wyglądzie sugerującym nieukończenie pierwszego stulecia. Ciemne włosy opadały mu do ramion. Sprawiał wrażenie całkowicie normalnego, dopóki nie spojrzało się na jego oczy, których tęczówki były niemal idealnie białe. W środku wyróżniały się tylko małe czarne kropki źrenic. - Jesteś zbyt łaskawy, lordzie Demonie - rzekł po chwili Chansa. - Ale nie jestem pewien, co z nim zrobić. - Sugerowałbym, żebyś zajął się tym, w czym jesteś najlepszy, czyli przygotowywaniem armii Nowego Przeznaczenia do inwazji - cierpko odparł Demon. - A Connerowi pozwolił zająć się destabilizacją. Ma w tym pewne,,, doświadczenie. - Ach. - Chansa znów zamilkł, po czym wzruszył ramionami. Przysługi Demona zazwyczaj wiązały się z ukrytą ceną, ale nie należało ich też odrzucać. - Dziękuję, lordzie Demonie. - Zostawię cię twojej pracy - odparł awatar, rozpływając się w powietrzu. - Dobrej zabawy. * * * - Na wybrzeżach Ropazji Paul buduje flotę. - Edmund wyciągnął mapę i rozłożył ją na biurku. - Tu, w Bretan i Holan. I w pobliżu obu tych rejonów gromadzi armię. - Inwazja? - zapytał Herzer. - Taki ma cel - zgodził się książę. - I istnieje prawdopodobieństwo, że mu się uda. - Z inwazją? - zapytała Daneh. - Jak? Musi przepłynąć cały ocean Atlantycki, a potem zaatakować przygotowaną armię. Nie jestem ekspertem w wojskowości, ale dla mnie nie wygląda to dobrze. - Nie mamy zbyt wiele wojska - odparł Edmund, wzruszając ramionami. - Owszem, są mniej lub bardziej zorganizowane milicje, ale nie nadają się do niczego oprócz obrony stałych pozycji. Tak naprawdę nie można ich nawet użyć do wycieczek. A fortyfikacje większości miast też nie są wiele warte. I zdziwiłabyś się, jak wiele dokonano w historii udanych inwazji morskich. Gdyby kraj pełen był twierdz i zamków, jak jest w Ropazji, byłoby to niemożliwe. W obecnej sytuacji inwazja jest po prostu bardzo ryzykowna. Jeden ze sposobów rozegrania takiej sytuacji to odstraszanie. Trzeba sprawić, by coś było ewidentnie do tego stopnia niemożliwe, żeby nie próbował tego nikt o zdrowych zmysłach. I mieć nadzieję, że przeciwnik jest przy zdrowych zmysłach. W tym przypadku musimy wyeliminować szansę na powodzenie tego rodzaju inwazji. W tym celu musimy zdobyć kontrolę nad liniami morskimi. Pracujemy nad tym na wybrzeżu. Flota opracowuje nową klasę okrętów, które powinny bardzo utrudnić życie każdemu, kto próbowałby przeprawy. Ale kilka okrętów, i to zapewne w niewłaściwym miejscu, nie odstraszy Nowego Przeznaczenia. I nie powinno. To czego nam potrzeba to sojusznicy kontrolujący morskie szlaki. - Spojrzał znacząco na Daneh, która wzruszyła ramionami. - Zapewne ma to coś znaczyć, ale nie mam pojęcia co - powiedziała. - Syreny - odezwał się Herzer. - Czy nie donoszono, że po Upadku zbierają się na Południowych Wyspach? - Dokładnie - potwierdził książę. - Jeśli po naszej stronie opowiedzą się syreny i związane z nimi delfiny, w najgorszym razie zyskamy doskonały wywiad informujący nas o działaniach potencjalnej floty inwazyjnej. Walka z nią może stanowić osobny problem, ale byłbym zaskoczony, gdyby syreny nie mogły i tutaj nam pomóc. - Czyli to misja dyplomatyczna? - zapytał Herzer. - W takim razie, czemu pan? I skoro o tym mowa, czemu ja? - Owszem to misja dyplomatyczna, ale z wojskowymi implikacjami – wyjaśnił Edmund