Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Szukał oczami jej spojrzenia, ona jednak uporczywie unikała wszelkiego kontaktu, usiłując go jednocześnie wyminąć. On jednak zamierzał wykorzystać nadarzającą się tak niespodziewanie okazję, by z nią porozmawiać. I on uniósł dumnie głowę. — Właściwie powinienem odejść na stronę, by mogła pani swobod- nie przejść. Nie zrobię jednak tego. Muszę z panią porozmawiać. — Nie wiem, o czym moglibyśmy porozmawiać, przecież odwiedził nas pan w domu zaledwie dzisiaj rano. 170 _ Tak, towarzyszył nam jednak pani ojciec, więc nie mogłem oruszyć tematu, który leży mi na sercu. Panno Fee, co się stało? Dlaczego od pewnego czasu tak bardzo się pani zmieniła, dlaczego traktuje mnie pani z taką rezerwą? Nie wierzę w bóle głowy. Coś musiało sję wydarzyć, co wpłynęło na takie pani zachowanie. Panno Fee, nazwała mnie pani swoim przyjacielem, powiedziała pani kiedyś, że pani matka wskazała na mnie jako człowieka, który zawsze pani będzie służył radą i pomocą. Dlaczego więc stara się psani mnie unikać, dlaczego nie chce pani nawet spojrzeć mi w oczy? Jej policzki na przemian to bladły, to pokrywały się ciemnym rumieńcem. Nie wiedziała, co powinna m_u odpowiedzieć. Miał przecież rację! Nie zrobił przecież nic takiego, co kazałoby jej zerwać ich przyjaźń. Nigdy nie powiedział jej, że ją kocha, to tylko ona idiotycznie wmówiła sobie, że jego zachowanie wobec niej jest dowodem miłości. Sama sobie była winna, on chciał jedynie pozostać jej przyjacielem, a kochał inną. — Nie powinien pan przykładać ta^kiej wagi do mojego, rzeczy- wiście nieco zmiennego zachowania, panie Wendland, ja... to znaczy... ja... Uniósł rękę, chcąc ją powstrzymać. — Nie, niech się pani nie dręczy wyszukiwaniem wymówek. Niech mi pani powie szczerze i otwarcie: co pani zrobiłem, dlaczego jest pani inna niż zwykle? Kurczowo ścisnęła dłonie. — Nic mi pan nie zrobił, naprawdę nic. — Dlaczego więc straciłem pani zaufanie? Zagryzła wargi \ nie miała odwagi, by na niego spojrzeć. — Dlaczego pan tak sądzi? To... to nieprawda. — A jednak, przecież czuję to. 3 musi mi pani powiedzieć, dlaczego, nie puszczę pani z tego miejsca, dopóki nie dowiem się, co stanęło między nami. Nie wytrzymam już dłużej tej niepew- ności, Fee. Przecież pani wie, jak bardzo mnie pani dręczy, a czuję, że i pani sprawia to ból. Bo wiem, że kocha mnie pani tak, jak i ja panią kocham! Powiedział to tak gwałtownie, z takim żarem, że podniosła na niego zdumione oczy. Dumnie uniosła głowę. Zwróciła ku niemu śmiertelnie pobladłą twarz, jej oczy rzucały gniewrxe błyski. 777 — Jak pan może mówić podobne rzeczy? Ja... ja pana wcale kocham... a pan... och, dlaczego mnie pan okłamuje, panie WendlanH A ja miałam o panu takie dobre zdanie! Z całej jej przemowy usłyszał jedynie bolesne: “nie kocham pana" Krew napłynęła mu gwałtownie do twarzy, kurczowo uścisnął jej ręt i spojrzał na nią płomiennie. — To pani mnie okłamuje, Fee, twierdząc, że mnie pani nie kocha Pani oczy były bardziej szczere niż usta. Nie uda się pani mnie oszukać I musi mi pani uwierzyć, że mówię prawdę, twierdząc, iż panią kocham i że muszę panią mieć, gdyż jest pani jedyną kobietą, którą potrafię sobie wyobrazić u mego boku. Zmieszana spojrzała mu w oczy. Jej usta formułowały słowa, których nie potrafiła wypowiedzieć na głos, ponawiała próby, jednak ostatecznie wydobył się z nich jedynie bolesny okrzyk: — A... ta druga? Spojrzał na nią zdziwiony. — Druga? Fee, o jakiej drugiej pani mówi? Pohamowała nerwy i powiedziała bezdźwięcznie: — Ta druga... blondynka, którą pan całował na plaży, którą wziął pan na ręce i zaniósł na piasek, by nie zmoczyła sobie nóg? Dopiero wtedy zrozumiał. Jego pierś uniosła się w głębokim westchnieniu, oczy rozjaśnił mu radosny uśmiech. — A więc o to chodziło? Tym się pani dręczyła? A ja, głupiec, nie podejrzewałem nawet, że mogła nas pani zobaczyć. Fee, Fee, mała, głupiutka Fee, uważała mnie pani za takiego łotra? Sądziła pani, że jestem wstrętnym Don Juanem, który inną całuje, a o inną się stara? Powinnaś mnie zaraz przeprosić, kochana, dopiero wtedy ci wybaczę. Fee spojrzała na jego rozpromienione oblicze. Czuła się zdezorien- towana, nie wiedziała już, w co ma wierzyć. — Mój Boże, więc to aie była twoja narzeczona, ta... ta druga? Roześmiał się, wzruszony do głębi serca. Potem wziął ją w ramiona, przytulił i spojrzał prosto w jej śliczne oczy, w których z wolna pojawiały się błyski nadziei. — Fee, słodka, głupiutka Fee, moją narzeczoną trzymam właśnie w ramionach. A ta druga, blondynka, jest moją kuzynką. Nazywa się Maud Reelman, urodzona baronówna Malten, córka brata mojej 172 tki który dawno temu wyjechał do Teksasu i którego odnalazłem po ' poszukiwaniach. Maud wyszła za mąż za pana Reelmana dług11-11 t-— — przyjechała tu na jeden dzień. Musiała podpisać umowę kupna Oberwiesen. Fee westchnęła głęboko i uszczęśliwiona stwierdziła, że dobrze jej w jego objęciach. Czuła się taka bezpieczna. Wszelkie wątpliwości, które do tej pory boleśnie ją raniły, rozwiały się. Spadł jej kamień z serca. Czuła się wolna i nie unikała już jego spojrzeń, mimo iż były gorące i płomienne. Poczuła na wargach jego usta, czuła, jak zamknął ją w mocnym uścisku i pomyślała przerażona: — Jeżeli to jest tylko sen, chciałabym umrzeć, zanim się przebudzę. Ale to nie był sen, to była słodka, uszczęśliwiająca rzeczywistość. Spoczywała w ramionach Hansa, czuła jego wargi na swoich, spoglądała w jego promienne oczy i zapomniała o otaczającym ją świecie, poza przekonaniem, że należał do nich, tylko do nich, do nikogo innego