Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Najwyżej mogą się nie zgodzić. — I zapewne tak właśnie zrobią. Ale zanim się tym zajmiesz, czy nie powinniśmy spróbować pomówić z twoim bratem? Może on domyśli się, czego mogą szukać Ludzie-Zdobywcy. — Wątpię — rzekł Thrr-mezaz. — Z tego, co wiem, jego grupa badawcza nie zdobyła żadnych konkretnych informacji na temat Dorcas. — Ale on wie bardzo wiele o samych Ludziach-Zdobywcach. W każdym razie uważam, że nie zaszkodzi zapytać. — Może i tak — przyznał z ociąganiem dowódca. Po rozmowie z Dkll-kumvitem i własnym wybuchu gniewu nie miał zbytniej ochoty na prowadzenie prywatnej rozmowy za pomocą sieci co najmniej nieprzychylnych mu Starszych. Nie mógł jednak pozwolić sobie na wyraźne unikanie kontaktu z nimi. — Komunikatorze? — zawołał. Po kilku uderzeniach oczekiwania pojawił się Starszy. — Tak, dowódco? — Połączenie ze Zgromadzeniem Ponadklanowym. Chcę rozmawiać z pełniącym służbę lokalizatorem. Starszy potwierdził przyjęcie polecenia i zniknął. Klnn-vavgi ledwie zdążył przesiąść się na sofę, gdy pojawił się ponownie. — „Tu Ponadklanowy lokalizator dyżurny" — przekazał. — „Mów, dowódco". — Chciałbym ustalić miejsce pobytu swojego brata, poszukiwacza Thrr-gilaga z klanu Kee'rr. Jest obecnie członkiem grupy badawczej zajmującej się obcymi, działającej pod auspicjami Zgromadzenia Ponadklanowego. Starszy ponownie zniknął. I nie wracał. — Interesujące — mruknął Klnn-vavgi, gdy mijało uderzenie za uderzeniem. — Sądzisz, że stracili z nim kontakt? — Możliwe. Thrr-gilag ma zwyczaj wałęsać się gdzieś nikomu o tym nie mówiąc. Kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, doprowadzał tym matkę do szaleństwa. 110 Starszy powrócił. — „Nie dysponuję niestety bieżącą lokalizacją poszukiwacza Thrr-gilaga z klanu Kee'rr. Będę próbować i zawiadomię cię, jeśli uda mi się nawiązać z nim kontakt". — Rozumiem — mruknął Thrr-mezaz. — Dziękuję. Starszy zniknął na kilka uderzeń, po czym zameldował: — Połączenie zostało przerwane, dowódco. Coś jeszcze? — Tak. Otwórz połączenie z moim ojcem, Thrr't-rokikiem z klanu Kee'rr. Znajduje się w świątyni rodziny Thrr. — Tak jest. — Nie uważasz, że może chodzić o blokadę informacyjną związaną z wyprawą do Mrachów? — zasugerował Klnn-vavgi. — Niewykluczone. Ale wypróbujemy jeszcze kilka możliwości, zanim się poddamy. Komunikator powrócił. — „Cieszę się, że cię słyszę, synu. Jak się masz?" — W porządku, ojcze. Chcę mówić z Thrr-gilagiem, ale mam kłopoty ze zlokalizowaniem go. Wiesz może, gdzie go szukać? — „Odwiedził mnie ubiegłego łuku tu, w świątyni. Później udał się z wizytą do waszej matki, a następnie miał lecieć na Gree, na spotkanie z Klnn-dawan-a". — Na Gree? — zdziwił się dowódca. — Sądziłem, że Zgromadzenie nakazało mu pozostanie w Mieście Jedności. — „Tak? Nie wspomniał o tym nawet słowem. Chodzi o coś związanego z jego badaniami?" — Mniej więcej — rzekł ostrożnie. Na pół oficjalne szczegóły dotyczące ekspedycji do świata Mrachów krążyły po zabezpieczonych, wojskowych ścieżkach łączności już od dobrego łuku, lecz nie oznaczało to, że zostały przekazane także opinii publicznej. Prawdopodobnie jeszcze tego nie zrobiono i, jak na razie, nawet nie planowano. — Wiesz może, który lot wybrał? — „Nie, ale mogę się dowiedzieć. To karnawał czy co?" Thrr-mezaz uśmiechnął się lekko. Określenie „karnawał", w rodzinnym kodzie oznaczające sprawę szczególnego znaczenia, wywodziło się jeszcze z czasów ich dzieciństwa. — To jak najbardziej karnawał — przyznał. — Zarówno dla niego, jak i dla mnie. — „Rozumiem, synu. Jeśli możesz przez miliłuk utrzymać połączenie, spróbuję się czegoś dowiedzieć". — Próbuj. 111 Starszy zniknął. — Karnawał? — zapytał Klnn-vavgi przekrzywiając nieco głowę. — Klan Kee'rr używa dość intrygującej terminologii. — To nasz rodzinny kod — wyjaśnił Thrr-mezaz. — I nie dziw się tak. Założę się, że dorastając także używałeś niezrozumiałych dla innych określeń. — Przepraszam, dowódco — rzekł Klnn-vavgi. Starszy zjawił się ponownie. — „Wybacz, że to trwało tak długo" — przekazał. — „Jest na wojskowym zaopatrzeniowcu »Ministration«, który opuścił Oaccanv około trzech decyłuków temu". — Dziękuję, ojcze. Doceniam twe wysiłki. — „Zawsze jestem gotów służyć ci pomocą. Uważaj na siebie. Wkrótce postaram się z tobą skontaktować. Do usłyszenia". — Do usłyszenia. — Thrr-mezaz kiwnął na Starszego. — Przerwij połączenie i nawiąż łączność z „Ministration" — polecił. — Tak jest. — Nie przypuszczam, żeby Zgromadzenie Ponadklanowe było zachwycone tą jego wyprawę na Gree — stwierdził Klnn-vavgi. — Zapewne. Chyba że wykluczyli go już z planowanej misji. — To też możliwe. Biorąc jednak pod uwagę obecne okoliczności, nie powinieneś go o to pytać. — Coś takiego nie przyszło mi nawet do głowy. W powietrzu zakołysał się Starszy. — „Witaj, Thrr-mezazie. To dla mnie niespodzianka". — Wiem, jak je lubisz — rzekł dowódca zerkając na zegarek, chcąc zmierzyć czas między przekazami. — Przepraszam... spałeś, prawda? — „Tak, ale nie ma sprawy. Jeszcze zdążę się wyspać. Co jest?" — Mam tylko jedno krótkie pytanie. Tutejsi Ludzie-Zdoby wcy usiłowali dostać się do miejsca na północ od zdobytej przez nas bazy. Nie zauważyliśmy tam niczego godnego uwagi, nie jest to także teren ważny ze względów operacyjnych. Zastanawiałem się, czy nie wiesz czegoś, co mogłoby naprowadzić nas na jakiś trop. Znów długo czekali na odpowiedź. — Co, czyżby znowu zasnął? — zapytał żartobliwie Klnn-vavgi. — Chyba nie — mruknął dowódca i ponownie zapatrzył się w okno. Albo zastępca miał rację, albo też brat długo" zastanawiał się, jak najlepiej byłoby ją sformułować, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń... 112 Wreszcie doczekali się. — „Nie jestem w stanie powiedzieć, o co im chodzi