Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Mimo to, nie sądzę, aby nazwa Ka zupełnie była bez znaczenia. 172 W. O lichwiarzu. (Bojąc sie nagromadzone utracić pieniądze, zjadł je ze śmietaną i umarł, a djabli porwali do piekła jego duszę.) Łobzów. Jeden lichwiarz w podeszłym będąc wieku, miał se do posługi chłopca Florka. Lichwiarz ten był strasznie bogaty, zbił kupę pieniędzy, i tak, jużci ze złemi mając przyjacielstwo, po całych nocach za firanką siadał i na ważkach ważył te pieniądze. Przyszło mu umierać, jak zwyczajnie staremu, więc cóż tu począć z całym bogactwem? Ponieważ dosyć długo chorzał, więc se różne rzeczy naprzód poobmyślał. Kazał Florkowi przynieść pół kwarty śmietany, i wsypawszy w nią dukaty, pozjadał je. Potem kazał zrobić trumnę dębową i tę okuć trzema żelaznemi obręczami, zapowiedziawszy, ażeby go, jak umrze, do tej trumny włożono i przez trzy nocy nie chowając, zostawiono w kościele. Florek zaś miał rozkaz stróżować przy ciele, przez wszystkie trzy noce z kościoła nie wychodząc. Jakoż, gdy lichwiarz umarł, wszystko było zrobione podług .jego woli. Siedzi Florek w kościele przez pierwszą noc. O północy, brzęk, pękła pierwsza obręcz na trumnie. Na drugą noc to samo, pękła druga obręcz. Na trzecią noc pęka trzecia obrączka, ażci przylecieli hurmą czarci, i tłukąc nieboszczyka widłami bo brzuchu, wypchali z niego dukaty. Dopieroz mówią: „Tobie pieniądze Florek, a nam za lichwę ten spruchniały worek", i porwali duszę lichwiarza na powałę do piekła, że był ksiądz. 0 chciwym księdzu i o djable. (Odmiana poprzedząjącćj ???.) Tomaszowice. Był w jednej wsi bardzo bidny chuop, taki kumornik. Miał zonę, seścioro dzieci i zył tylko z tego, co buty naprawiał. Na-reście go taka okropna bida przycisła tego sewcą, ze juz nimioł 173 z cego zyć. Tak powieda swoji zonie jednego wiecora: „Ha, na jutro juz, moja zono, nic nima; cśm my tez tu pozywiemy siebie i dzieci, nigdym ta nikomu jesce nic nie porwał ani na nicyje pra-gnół, ale dziś to juz musę iść komu co ukraść". — Tak ta baba mu odradza i mówi: „Daj pokój bo to źle, i tyś do tego nie zdatny, złapią cię i wpadnies w okazyją".— Ale on tego wsyćkiego nie słuchał i posed. Idzie koło kościoła, widzi kościół otwarty i lampa się przed ołtarzem świci. Tak on sobie myśli: „co to tu dzisiaj będzie, co to kościół otwarty!" I wsed do kościoła, kłęknół przed óntarzem i modli się, ze: „nie chcę ukraść, ale cóz, musę, ażeby mnie Pan Bóg cśm opatrzył, tobym wolał". I kiedy tak klęcy, słysy, ze ktoś wleciał tak do kościoła ostro; wtem sewc się obejźrał: kto to jest? i widzi, ze tu taki carno ubrany niby handlirz idzie i bierze (djabeł) ten kamiń (co to przykryty grób) za kółko żelazne, i odrzucił na bok jedną ręką, i krzycy: „Florek, twoje piniądze a mój worek"; trzę-snął tern księdzem co był w trumnie, dukaty się wysypały, on porwał to ciało i poleciał ś nióm z kościoła. A chłopu tśz akurat było Florek na imię. Posed chłop, nabrał tych dukatów w trok do sukmany; przyniós ich do domu; wtem jego zona wychodzi i pyta się: „No, cóz ci się tam powiędło?"—A ón powiada: „oj powiędło mi się, powiędło, zaźryj-no co ja to dukatów mam".— Tak ona na to: „ześ tóz ty to ukrad komu, bój się Boga, tyla piniędzy!" — A ón: „nie, nikomum nie wzion, Pan Bóg mi som dał". Pojechał na drugi dzień do miasta, pokupił wszystko dzieciom i babie, kożuch nowy, buty. I przywióz do domu. Jak to wsyćko ludzie we wsi u niego widzieli, tak znaleźli się tacy co okropnie zaceni zazdrościć i domyślać się, zkąd by ón to móg wżiąść. Ale zaraz sie znaleźli tacy co powiedzieli: „hano, ukrad i koniec". Jeden z nich nawet posed do pana i powiada: „Prosę pana, taki bidak, «o niedawno nimiał co do gęby wrazić, ubrał siej i baba i dzieci wsyćkiego zadość mają; a nimają grontu ani nic swego, ino musiał ukraść panu". — A pan tóz, pono był łakomy, nie wiela myślący, posyła po tego sewca. Sewc przychodzi, a pan go sie pyta: „Zkądeś ty wzion na ten kożuch co na tobie jest, i na to wsyćko co ta macie teraz? tyś pewnie mnie ukrad!" — Sewc mówi: „Nigdym nikomu nic nie ukrad". — Ale pan nic, ino posłał do jego chałupy na rewizyją, „może się tam dońdzie co komu wzion". Jak zaceni sukać, tak znaleźli dwie kwarty dukatów. I przynieśli do pana. 174 A pan chcąc zęby to zabrać dla siebie, kazał chopa wsadzić do głębokiej piwnicy, a dukaty zamknął do biurka. Chop lamentuje okropnie: „Co ja tez tu bede robiuł, jakże ja tu wyńde z ty piwnicy?" Wtem dwunasta godzina w nocy bije. Otwierają się drzwi, a tu wlatuje ten sam co w kościele był, djabół, i woła na niego: „Florek, idź do domu, bo nic ci sie złego nie stanie i odbierzes co twoje". I powiada mu dopićro, że: „te dukaty, to były zebrane z bidnych ludzi, i ze ten ksiądz (umarły) nikomu ich nie chciał ostawić, ino tak był łakomy, ze ich wolał zjeść ze śmietaną i z tego umar. A tak było rozkazane, ze ich ?i? inny wziąść nie' może, tylko najbidniejsy z ty wsi a sprawiedliwy, ze óne juz tam sto lat leżały, cekały na takiego"